Górnik we wtorek musiał się pogodzić z pierwszą porażką w 2016 roku. Zielono-czarni przegrali z Podbeskidziem 0:2, a gole stracili w kilku ostatnich minutach
Wtorkowe spotkanie było toczone w bardzo trudnych warunkach atmosferycznych. Przez 90 minut cały czas padał śnieg z deszczem. Dodatkowo powiedzieć, że murawa nie była w najlepszym stanie, to nic nie powiedzieć. Piłkarze obu ekip przekonali się o tym już w kilku pierwszych akcjach, kiedy zagrana po ziemi piłka stawała w kałużach.
Pierwszy kwadrans był trudny dla Górnika. „Górale” zepchnęli rywali do obrony. Groźnie strzelał Adam Mójta, ale na posterunku był Dziugas Bartkus. Później dosłownie w ostatniej chwili Roberta Demjana powstrzymał Damian Jakubik. Gdyby nie były obrońca Dolcanu Ząbki, to słowacki napastnik gospodarzy byłby sam przed bramkarzem zielono-czarnych.
Później podopieczni Jurija Szatałowa wreszcie zaczęli się odgryzać przeciwnikom. Najpierw groźnie głową uderzał Radosław Pruchnik. W 26 minucie ładną dwójkową akcję przeprowadzili Jakubik i Jakub Świerczok. Ten pierwszy zaskakująco zagrał do swojego kolegi po ziemi, czym oszukał defensywę rywali. Świerczok po starciu z Pawłem Baranowskim padł w polu karnym i domagał się jedenastki. Sędzia był jednak innego zdania i nie użył gwizdka. Po pół godzinie gry Łukasz Mierzejewski wypatrzył Świerczoka, ale napastnik Górnika został zablokowany. Do końca pierwszej połowy kibice nie doczekali się żadnego gola.
Od razu po zmianie stron przyjezdni ruszyli do natarcia. Mieli kilka szans, ale ich strzały były blokowane przez bardzo uważnych obrońców „Górali”. W 57 minucie na wrzutkę w pole karne zdecydował się Bonin. O piłkę dobrze powalczył Pruchnik, dzięki czemu w dobrej okazji znalazł się Przemysław Pitry. Były gracz Lecha Poznań uderzył jednak tuż obok słupka. Kilka chwil później po akcji Bonina gospodarzy uratował Jozef Piacek, który wślizgiem wybił piłkę spod własnej bramki.
W 71 minucie świetną kontrę wyprowadził Bonin. Na wysokości pola karnego oddał piłkę do Pitrego, a też dośrodkował do Świerczoka. Niestety odrobinę za lekko, bo znowu w odpowiednim miejscu znalazł się Piacek i zażegnał niebezpieczeństwo.
W 84 minucie Mójta świetnie wystawił piłkę przed pole karne do Mateusza Możdżenia. I ten pomylił się dosłownie o centymetry. Po chwili odpowiedział Świerczok, który wyraźnie złapał formę. Świetnie oszukał dwóch rywali, ale trzeci wybił piłkę na rzut rożny. Po drugim kornerze z rzędu Mierzejewski dobrze znalazł się w szesnastce rywali i trafił w... słupek.
Niestety w samej końcówce szczęście było po stronie podopiecznych Roberta Podolińskiego. W 89 min Mateusz Szczepaniak zdecydował się na strzał tuż sprzed pola karnego. Uderzył między nogami Mierzejewskiego, a dodatkowo piłka odbiła się od obrońcy Górnika i zmyliła Bartkusa. Litewski bramkarz w doliczonym czasie gry puścił kuriozalną bramkę. Po strzale z ostrego kąta w wykonaniu Mójty praktycznie sam wrzucił sobie piłkę do siatki.
IDZIE IDZIE PODBESKIDZIE
Dla drużyny z Bielska-Białej było to trzecie zwycięstwo z rzędu. Podbeskidzie w najbliższy piątek znowu ma zagrać u siebie, tym razem z Koroną Kielce. Nie wiadomo jednak, czy murawa tak szybko będzie się nadawała do gry. Łęcznianie zanotowali pierwszą porażkę w tym roku i muszą się szybko otrząsnąć. W sobotę o godz. 15.30 czeka ich kolejny pojedynek o sześć punktów. Tym razem z Termaliką Bruk-Bet Nieciecza.
Podbeskidzie Bielsko-Biała – Górnik Łęczna 2:0 (0:0)
Bramka: Szczepaniak (89), Mójta (90+4).
Podbeskidzie: Zubas – Sokołowski, Piacek, Baranowski, Mójta – Kato, Możdżeń, Kowalski (60 Tarnowski), Chmiel – Szczepaniak, Demjan (63 Stefanik).
Górnik: Bartkus – Mierzejewski, Pruchnik, Bozić, Jakubik – Piesio (40 Marquitos), Danielewicz (78 Tymiński), Pitry (85 Śpiączka), Bogusławski, Bonik – Świerczok.
Żółte kartki: Bogusławski, Świerczok (Górnik).
Sędziował: Tomasz Musiał (Kraków). Widzów: 3829.