ROZMOWA Z Radosławem Głowackim, wiceprezesem baseballistów Ravens Lublin
- Zajęliście czwarte miejsce w pierwszej edycji Bałtyckiej Ligi Baseballu. Mieliście szansę nawet na wicemistrzostwo, ale przegraliście dwa decydujące spotkania…
– Jest rozczarowanie, ale nie do końca. Zaczęliśmy ten sezon z wysokiego „C”, dzięki chociażby naszym pitcherom, czyli miotaczom, Kevinowi Wangowi czy Łukaszowi Wielebie. Chłopakom, którzy zrobili bardzo dobrą robotę. Do tego jeszcze Tomasz Fojcik, który był catcherem (zawodnik, który łapie piłkę, której nie odbije pałkarz – dop. red.) i generalnie cała drużyna, która grała dobrze w obronie i w ataku. Zagraliśmy 12 spotkań, przegraliśmy tylko 4 z nich, ale one zaważyły na tym, że wylądowaliśmy na czwartym miejscu, czyli w środku tabeli.
- Jak pan ocenia powstanie tej ligi? Dla was to jest kolejna okazja do grania.
– Genialna inicjatywa. Dziękuję Grześkowi Białasowi, który jest organizatorem tej ligi i reprezentantem Piratów Władysławowo. Dziękuję za organizację na bardzo wysokim poziomie i do tego zaproszenie nas. Wiem, że to brzmi trochę egzotycznie, że gramy w Bałtyckiej Lidze Baseballu, ale to jest jeszcze jedno miejsce, gdzie możemy się sprawdzać. Trening czyni mistrza. Co więcej, liga na przyszły rok się rozrasta – będzie 12 drużyn (było 7 – dop. red.). Zapowiada się bardzo ciekawa rywalizacja i bardzo chcemy wziąć w niej udział.
- Jak Ravens znoszą organizacyjnie i finansowo tak dalekie wyjazdy, na przykład do Działdowa?
– Organizacyjnie coraz lepiej, bo zaczynamy się rozeznawać, jak można komfortowo podróżować. W tym roku skorzystaliśmy z usług jednego z przewoźników lubelskich – Wirabus. Bardzo dziękujemy panu Pawłowi Wirackiemu, który nas woził. Dzięki temu znieśliśmy te trudy, aczkolwiek nie ukrywamy, że to jest wyzwanie logistyczne, nawet pomimo tego, że mecze odbywały się zazwyczaj w ciągu jednego dnia.
- Kiedy trzeba było, to potrafiliście się zebrać nawet w jeden dzień…
– To jest właśnie pasja. Treningi treningami, można sobie porzucać, poodbijać, popróbować. Natomiast, gdy się poczuje te emocje na boisku, to już bez względu na wynik jest po prostu super. Kiedy odezwali się do nas ludzie ze Śląskiej Ligi Baseballu, która w tym sezonie przeżywa kryzys organizacyjny, to nie namyślaliśmy się długo. Właśnie ze względu na to, żeby pojechać i pograć, bo to jest kolejne doświadczenie.
- Macie możliwość organizowania meczów towarzyskich, właśnie na wypadek, gdy jakaś liga nie funkcjonuje poprawnie?
– Oczywiście, że tak. Ostatnio umówiliśmy się z Dragonsami z Warszawy, oni do nas przyjechali, my wynajęliśmy boisko piłkarskie. Próbujemy je sobie ogrodzić, zrobić taką namiastkę boiska baseballowego i grać. Na takim boisku nie zrobimy oczywiście górki miotacza, ale linie możemy sobie wytyczyć, bazy osadzić i próbować.
- Czy Ravens Lublin ewoluują z każdym kolejnym sezonem?
– Tak, to jest ewolucja i stopniowe łapanie doświadczenia. W środku sezonu zakończył z nami współpracę nasz miotacz – Kevin Wang – który ukończył już studia w Lublinie i wrócił na Tajwan. To było duże osłabienie dla naszej drużyny. W jednym z pierwszych meczów, kiedy miotał przeciwko Dębom Osielsko, narzucił 17 strike’outów, czyli 17 razy wyautował pałkarza. Szukamy jednak jego następców wśród studentów międzynarodowych polskich. Być może jego miejsce uda się komuś zająć.