FOT. WOJCIECH NIEŚPIAŁOWSKI
AZS UMCS jak na beniaminka na początku sezonu radził sobie bardzo dobrze. Niestety później lublinianki mocno spuściły z tonu. Jeszcze niedawno miały nadzieję na walkę o czwórkę, a obecnie zajmują dopiero ósmą pozycję w tabeli grupy trzeciej.
Z jednej strony Akademiczki mają za sobą serię meczów z najmocniejszymi drużynami. Z drugiej, nie wszystko, jeżeli chodzi o organizację udało się poukładać w odpowiedni sposób. – Przed sezonem zapowiedzi były inne, a wyszło zupełnie inaczej – mówi Jacek Rutkowski, trener zespołu. – Mieliśmy obiecane wsparcie sponsora, jednak ostatecznie nic z tego nie wyszło. W tej sytuacji warunki dla dziewczyn nieco się pozmieniały, a motywacja do gry nieco spadła – przyznaje szkoleniowiec.
AZS UMCS w dwóch pierwszych kolejkach pokazał się z bardzo dobrej strony. Najpierw była minimalna porażka z AZS AWF Warszawa 2:3, a później wygrana w pięciu setach z innym stołecznym zespołem – Mazovią. W kolejnych tygodniach o punkty było już zdecydowanie trudniej. Drużyna z Lublina obecnie ma już na koncie pięć porażek z rzędu. Ostatni sukces przyszedł 14 listopada, kiedy udało się wygrać na wyjeździe z Ósemką Siedlce 3:0. – W naszej grupie dominują zespoły z Warszawy, a także NOSiR Nowy Dwór Mazowiecki. Cztery-pięć ekip odstaje od reszty. Nam nie grozi już raczej walka o czołowe lokaty, ale spadek również nie. Dwie ostatnie drużyny od nas wyraźnie odstają. Nie chcielibyśmy jednak tylko bezpiecznie się utrzymać, myślę, że w naszym zasięgu są miejsca pięć-sześć – wyjaśnia trener Rutkowski.
Dodaje także, że jednym z największych pozytywów jest postawa kapitan Magdy Bogusz, która odpowiedzialna jest za rozgrywanie akcji. Mocną stroną Akademiczek długo było przyjęcie. Niestety później lublinianki nieco się w tym elemencie popsuły. Na słowa pochwały zasłużyła również Izabela Wszoła. Szkoda kontuzji Natalii Gieroby, która miała być liderką. – To kolejny z problemów, który na nas spadł. Z jednej strony sponsor, nie mogliśmy też ustawić treningów, w taki sposób, jaki chcieliśmy. A na dodatek ta kontuzji Natalii. Kiedy wypada najważniejsza siatkarka, to trudno jest się z tym pogodzić. Po powrocie potrzebowała też czasu, żeby znowu dojść do formy.
Na początku 2016 roku o przełamanie kiepskiej passy łatwo nie będzie. Podopieczne trenera Rutkowskiego w swoim pierwszym spotkaniu zmierzą się na wyjeździe z kolejną mocną ekipą – Łaskovią. Na dodatek spotkanie zostanie rozegrane na parkiecie rywalek.