Rozmowa z Pawłem Miesiącem, żużlowcem KM Cross Lublin
Za panem dwie rundy Indywidualnych Mistrzostw Argentyny. W obu startował pan na pożyczonych motocyklach. Wiadomo już, kiedy będzie pan mógł skorzystać z własnego sprzętu?
– Cały czas o to walczymy, bo w podobnej sytuacji są także Dawid Stachyra i Mariusz Fierlej. Od organizatorów słyszymy ciągle „jutro, jutro”. Myślimy pozytywnie i liczymy, że będziemy mogli skorzystać ze swoich maszyn w kolejnej rundzie, zaplanowanej na 8 stycznia.
Skąd wynikają te problemy? Przecież sprzęt wysłał pan do Argentyny na tydzień przed wylotem.
– Jak wylądowaliśmy w Buenos Aires, to sprzęt już był na miejscu. Są jakieś problemy celne, ale nie jestem w stanie powiedzieć, co dokładnie się dzieje. Jakby było wiadomo, to już byśmy mieli nasze motocykle. Do tej pory jeździliśmy na pożyczonych. Nie są to maszyny dobrej jakości. W zasadzie, to w tej sytuacji chodzi o to, żebyśmy mogli wyjechać na tor i pokazać się kibicom.
Biorąc pod uwagę okoliczności, prezentuje się pan całkiem nieźle, choć w żadnym z turniejów nie wystąpił pan w finale.
– W pierwszych zawodach wygrałem wszystkie biegi w rundzie zasadniczej. W półfinale zrezygnowałem z dalszej jazdy ze względu na awarię silnika, nie chciałem ryzykować. W drugim turnieju potraciłem trochę punktów, miałem dwa defekty na prowadzeniu. Po zwycięstwie w wyścigu półfinałowym w moim motocyklu padł układ wydechowy i nie zdążyliśmy tego naprawić przed finałem.
Wygląda na to, że i tak miał pan więcej szczęścia niż Ukraińcy Stanisław Mielniczuk i Witalij Łysak. Oni w ogóle nie wystartowali w drugim turnieju.
– Dostali motocykle przed samymi zawodami i nie zdecydowali się na nich wystartować. Tak to się tutaj odbywa, organizatorzy mają dużo na głowie i nie ze wszystkim się wyrabiają. To jest Argentyna i trzeba się do tego przyzwyczaić. Jeśli chodzi o mnie, to moje wyniki nie są zadowalające. Czas z tym skończyć i wsiąść na swój sprzęt.
Jaki ma pan cel na kolejne zawody?
– Mam nadzieję, że dostanę już swój motocykl. To oznaczałoby inny komfort jazdy, moje wyniki powinny być lepsze. Na razie musimy jednak czekać. Bilet powrotny mam kupiony na luty, więc nie myślę o wcześniejszym powrocie.
Pasuje panu tor w Bahia Blanca?
– Jest bardzo szeroki, to dobry tor do walki. Z każdego miejsca można zaatakować, nawet jadąc z tyłu nie jest się na przegranej pozycji. Nawierzchnia też jest inna niż w Europie. Z tego co słyszałem, dosypany jest do niej piasek z plaży. Motocykl zachowuje się na niej całkiem fajnie.
Skoro mówimy o plaży, to jak spędzacie wolny czas w odległej Argentynie?
– Na razie to poza żużlem myślimy o naszym sprzęcie (śmiech). Tu jest bardzo gorąco, temperatury sięgają 40 stopni, więc w ciągu dnia staramy się nie przebywać zbyt długo na zewnątrz. Spędzamy czas głównie na basenie. Do plaży mamy ok. 100 kilometrów, więc w miarę możliwości staramy się tam jeździć. Mamy sporo okazji, żeby odpocząć, więc są to takie małe wakacje. Ale nie zapominam także o przygotowaniach fizycznych do nowego sezonu. Kontakt z motocyklem mam tylko w trakcie zawodów, poza nimi nie mamy możliwości wyjazdu na tor.