Jest dobrze. Na czoło stawki nie ma co liczyć, ale nie ma też ostatniego miejsca. A o to przecież chodziło. Speed Car Motor Lublin stawia sobie za punkt obowiązkowy utrzymanie, a wszystko co ponad to, to przyjemny bonus
W jednym z poprzednich tekstów pisałem, że warto mieć z tyłu głowy liczbę pięć – właśnie tyle spotkań wygrała w ubiegłym sezonie Unia Tarnów, która pożegnała się z PGE Ekstraligą. „Jaskółki” miały tyle samo punktów co Falubaz Zielona Góra, czyli 10. Speed Car Motor Lublin do tej pory ma na koncie trzy zwycięstwa i 7 punktów. Jest jednak w o tyle komfortowej sytuacji, że kompletnie bez formy są ekipy Get Well Toruń i truly.work Stal Gorzów.
Torunianie powoli muszą się mentalnie przestawiać na Nice 1. Ligę Żużlową, bo ich sytuacja nie jest słaba, tylko fatalna. Z kolei wicemistrz Polski zajmuje wyższą lokatę niż „Koziołki”, ale poza Bartoszem Zmarzlikiem kibice z Gorzowa nie mogą w ciemno liczyć na pozostałych jeźdźców. Motor ma przed sobą jeszcze dwa domowe spotkania w rundzie rewanżowej – właśnie ze Stalą oraz z zawodzącym forBET Włókniarzem Częstochowa. Nie trzeba się długo zastanawiać, żeby wiedzieć, że priorytetem jest wygrana z pierwszą z tych ekip.
Zostawmy jednak liczby i tabele. Najważniejsze w tym wszystkim jest przecież to, co dzieje się na torze. A Motor się po prostu dobrze ogląda. Nie mówimy tutaj o jeździe, która zapewni medal Mistrzostw Polski, ale o speedwayu z ikrą. Walka? Jest. Mijanki? Są. Szpryca? Niekiedy na kaskach rywali. Lublinianie, śladem popularnego programu telewizyjnego, zdążyli też obalić pewne mity.
Mikkel Michelsen chciał uniknąć łatki „ekstraligowego niewypału” i z marszu stał się liderem drużyny. Jest nim nawet teraz, kiedy do zespołu dołączył Grigorij Łaguta. Rosjanin miał piorunujący początek w żółto-biało-niebieskich barwach, ale w ostatnich spotkaniach nieco spuścił z tonu. Budzić zaczął się również Wiktor Lampart. Menedżer Motoru – Jacek Ziółkowski – liczył na lepszą dyspozycję zarówno jego, jak i Wiktora Trofimowa. Paweł Miesiąc, chociaż to jeździec bez głowy, to jednak pasuje do towarzystwa, w którym przyszło mu się ścigać. I w tej całej wyliczance brakuje jeszcze Dawida Lamparta (który ma ewidentne problemy z formą) i Roberta Lamberta (Brytyjczyk potrafi zdobyć cenne punkty, wchodząc z rezerwy).
Kibic ma radochę. Co by nie mówić, to fanatycy „czarnego sportu” nie mogą mieć dużych powodów do narzekań, przynajmniej jeśli chodzi o poziom sportowy. Znajdą się jednak pewnie tacy, co nie mogą się nadziwić, że jedna tylko osoba jest w stanie zająć kilka krzesełek na trybunach. Najwidoczniej co drugi widz to iluzjonista, który do perfekcji opanował sztuczki z siatkami i taśmą. To bardzo znamienne, że jeszcze te kilka lat temu problemy z taśmą w Lublinie mieli żużlowcy, a teraz podobna przypadłość dopadła niektórych kibiców. Jedną rzecz udało się uporządkować, przyjdzie i czas na kolejne.