Po 3 latach od tragicznego zdarzenia sprawca katastrofy drogowej usłyszał wyrok. Sam jednak nie przyznawał się do winy, a o spowodowanym wypadku miał dowiedzieć się od kolegi.
- Nie ma w zasadzie żadnej innej przyczyny tego wypadku niż brawura i nieprawidłowość w wykonaniu manewru wyprzedzania przez oskarżonego – mówiła sędzia Marta Śmiech, podczas odczytania wyroku w Sądzie Okręgowym w Lublinie.
Aby zrozumieć, jak do całego zdarzenia doszło, musimy się cofnąć do 2 sierpnia 2021 roku. Na krajowej 12 w miejscowości Lechówka panował wówczas duży ruch, a do tego padał deszcz i droga była śliska. Nie skłoniło to jednak Mirosława W., zawodowego kierowcy, do zdjęcia nogi z gazu. 62-letni wówczas mężczyzna prowadził ciężarówkę z 30-tonową naczepą. Jechał z Czułczyc do Bogdanki po węgiel. Spieszyło mu się, to był jego kolejny kurs na tej trasie w ciągu dnia.
Mężczyzna jechał szybko. W pewnym momencie, podczas wyprzedzania całej kolumny samochodów, zjechał na pas, którym z naprzeciwka nadjeżdżał samochód osobowy. Jego kierowca, żeby uniknąć czołowego zdarzenia, zjechał na prawą stronę jezdni, gdzie zderzył się z jadącym z naprzeciwka busem. Następnie obydwa pojazdy uderzyły w drzewo.
- W realiach tej sprawy nie pozostawia żadnych wątpliwości, że tym swoim zachowaniem oskarżony zmusił jadącego prawidłowo do podjęcia takich manewrów obronnych, które doprowadziły w dalszej kolejności do tak tragicznego w skutkach zdarzenia – mówiła sędzia.
Nie wiedział o wypadku
Sam skazany nie pojawił się na ogłoszeniu wyroku. Jak od początku twierdził, nie wiedział o żadnym wypadku. Miał o nim usłyszeć dopiero wieczorem, od jednego z kierowców bazy, na której pracował. W związku z tym po katastrofie drogowej Mirosław W. nawet się nie zatrzymał. Jak twierdził, po wyprzedzeniu samochodu nie widział za sobą kurzu, dymu, bo za ciężarówką w taką pogodę niewiele było widać.
62-latek odjechał z miejsca zdarzenia i w ciągu dnia wykonał jeszcze kilka podobnych kursów. Tym razem ruch jednak był kierowany na objazdy. Tymczasem na drodze w Lechówce rozgrywał się prawdziwy horror. Z busa o własnych siłach wysiadły zaledwie dwie osoby, resztę trzeba było wyciągać i udzielać im pilnej pomocy. Nie było to łatwe, ponieważ część pasażerów była zakleszczona w pojazdach. Na miejscu zginęły dwie osoby, a dwie kolejne zmarły w szpitalu. Siedem osób doznało natomiast poważnych obrażeń ciała, w tym m.in. złamań żeber, rozfragmentowania śledziony złamania twarzoczaszki.
Wina i kara
Mirosław W., został zatrzymany kilka dni później, nie przyznawał się jednak do winy. Sąd podczas odczytania wyroku nie miał jednak wątpliwości co do zarzucanego mu czynu.
- Jedyną w zasadzie przyczyną tego zdarzenia drogowego była nieprawidłowość podjętego przez oskarżonego manewru wyprzedzania. Każdy wyprzedzający zobowiązany jest przed podjęciem manewru wyprzedzania upewnić się co do tego, czy może bezpiecznie wykonać ten manewr bez utrudnienia ruchu innym uczestnikom oraz co do tego, czy posiada wystarczające miejsce do wykonania takiego manewru – podkreślała sędzia, w której ocenie kara jest zasadna i potrzebna ze względu na społeczną szkodliwość czynu.
Mirosław W. w więzieniu odsiedzi karę 8 lat pozbawienia wolności. Mężczyzna ma ponadto dożywotni zakaz prowadzenia pojazdów i nakaz wpłacenia po 10 tys. zł dla każdej osoby poszkodowanej, lub jej rodziny. Wyrok jest nieprawomocny.