Śpią na materacach, przykrywają się kocami, ogrzewają się przy ognisku, a do jedzenia musi im wystarczyć miska ciepłej zupy dziennie.
Sprawdziliśmy. Za kościołem, na tzw. górce, w miejscu zarośniętym krzakami koczuje trzech mężczyzn: Edmund, jego brat Zdzisław i Jan. Mężczyźni śpią na starych materacach, znalezionych na śmietniku. Przykrywają się cienkimi kocami lub śpiworami. Grzeją się przy ognisku.
- Najgorzej jak mróz ściśnie, to trudno wytrzymać. Ubrania stare, nie grzeją - mówi Edmund. Ma około 50 lat. Od 5 lat śpi pod gołym niebem, a od roku na wysypisku obok ul. Klonowej. Żona z córką wyrzuciły go z domu.
- Ludzie nam czasem przyniosą coś do jedzenia. Od niedawna chodzimy też na zupę do Brata Alberta. Musi nam starczyć na cały dzień - mówi bezdomny.
- Chodzimy, szukamy puszek całymi dniami. Ostatnio nazbierałem na 16 zł, to można było zjeść kolację i śniadanie.
Przyznaje, że była u nich policja i obiecała im znaleźć jakieś lokum. - Nam wystarczy kawałek ciepłego kąta i damy radę. Ale tak, żeby czasem można było piwo wypić - nie ukrywa Edmund.
- Znamy ich. Nasze drzwi są dla nich otwarte, tylko muszą przestać pić - zaznacza Wojciech Zielonka, szef ogrzewalni w Świdniku. - Oni u nas bywali w ubiegłym roku, kąpali się, mogli ze wszystkiego korzystać, ale nie wytrzymali. Wolą tam żyć i ogrzewać się przy ognisku, wolą zbierać puszki i pić alkohol.
Sprawę bezdomnych zna również policja. - Dzielnicowy ciągle do nich zachodzi, bo tu chodzi o życie i zdrowie ludzi. Wiele prób podejmował też Ośrodek Pomocy Społecznej, mieli zapewniony pobyt w schronisku, ale oni nie chcą tam być, uciekają - wyjaśnia Magdalena Szczepanowska, rzecznik policji w Świdniku.
- Tłumaczymy im, że będą mieli ciepło, dostaną jedzenie, ale oni nie są zainteresowani. Chcą pić i nie ma nich siły. To jest przykre, ale takie życie wybrali.