Prokuratura skierowała do sądu akt oskarżenia wobec kierowcy, który miał znieważyć funkcjonariuszy publicznych. Chodzi o mężczyznę, który zajął miejsce dla niepełnosprawnych. Gdy interweniowali strażnicy miejscy zaczął być agresywny i wulgarnie się do nich odnosił. Zainteresowani widzą całe zajście zupełnie inaczej. – Sąd jest od tego, żeby osądzić i to on zadecyduje – komentuje żona kierowcy.
W połowie lutego pisaliśmy o wydarzeniu, do którego doszło w Świdniku. Zajście wywołało burzliwą dyskusje w mediach społecznościowych i podzieliło internautów.
>>Co się wydarzyło na parkingu w Świdniku?<<
Przy ul. Racławickiej 1 w Świdniku, przed pawilonem w którym mieści się między innymi punkt medyczny jest kilkanaście miejsc parkingowych. Jedno z nich to niebieska koperta dla osób niepełnosprawnych. To właśnie tam stanął mercedes, z którego wysiadła kobieta z dzieckiem i weszła do medycznej placówki. Kierowca został w aucie.
Interweniowała Straż Miejska, bo patrol zainteresował się autem na niebieskiej kopercie. Kierowca, który bezprawnie korzystał z miejsca dla niepełnosprawnych miał agresywnie i wulgarnie odnosić się do strażników. W efekcie sprawa została zgłoszona na policję, a kierowca dostał mandat (800 zł), którego nie przyjął.
Żona mężczyzny, która brała udział w zdarzeniu opisała w mediach społecznościowych zajście na parkingu przed pawilonem. Tłumaczyła, że przyjechali z daleka z 4-miesięcznym, zanoszącym się od płaczu dzieckiem na badania i zajęli miejsce na chwilę.
Monitoring został zabezpieczony, członkowie patrolu, którzy interweniowali na parkingu przy ul. Racławickiej 1 przedstawili na piśmie relację przełożonemu, a na policji zawiadomienie o znieważeniu.
Wkracza prokuratura
Jest ciąg dalszy sprawy. Jak informuje Janusz Wójtowicz, komendant Straży Miejskiej wpłynęło pismo z Prokuratury Rejonowej w Świdniku o skierowaniu aktu oskarżenia do sądu wobec Roberta C. kierowcy samochodu marki Mercedes tj. przestępstwa z art. 226 §1 KK – znieważenie funkcjonariusza publicznego.
– Nie pamiętam takiej sytuacji. Oczywiście zdarzają się interwencje, w czasie których dochodzi do napaści czy znieważenia naszych strażników, ale robią to osoby pod wpływem alkoholu. Gdy wytrzeźwieją przepraszają, tłumacząc zajście stanem w jakim się znajdowały – komentuje komendant.
– Cała ta sprawa jest konsekwencją tego, że zaraz po interwencji strażników miejskich pojechaliśmy na skargę do komendanta i teraz szef broni swoich podwładnych. Żałuję, że tak się stało, bo jest o tym głośno, a nie powinno to tak wyglądać. Uważam, że strażnicy powinni pomagać nam, obywatelom, a nie być przeciwko. I nie wypowiadać się między innymi w prasie. Powinno to być załatwione polubownie – mówi żona kierowcy, która nie chce więcej rozmawiać, bo jest stroną w sprawie. Była przesłuchiwana jako świadek zajścia.
Dodaje tylko, że „zobaczymy jak się sprawa potoczy”, gdy się odbędzie rozprawa w sądzie.
Po dwóch miesiącach od zdarzenia jego uczestnicy nadal stoją na stanowisku, że to było zatrzymanie auta, a nie parkowanie i mają nadzieję, że monitoring zarejestrował sytuację, a nagranie nie zaginęło. Wraz z upływem czasu nie zmienili zdania i podtrzymują, że wszystko potoczyło się tak jak żona kierowcy opisała w mediach społecznościowych.
– Sąd jest od tego, żeby osądzić i to on zadecyduje – komentuje kobieta.