Rząd powinien raz jeszcze przyjrzeć się ofertom złożonym w przetargu na dostawy śmigłowców dla polskiej armii – uważają przedstawiciele Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Zwrócili się w tej sprawie z apelem do premier Ewy Kopacz. Wtórują im związkowcy z PZL-Świdnik.
– Chcemy poznać prawdę i wiedzieć, czym kierowała się komisja przetargowa, podejmując swoją decyzję – mówi Jacek Czerniak, lubelski poseł SLD. – Wybór śmigłowca Caracal może doprowadzić do masowych zwolnień w PZL-Świdnik. To zakład, który sprzedał ponad 7 tysięcy śmigłowców do 40 krajów. Czy taka reputacja nie jest atutem?
Poseł Czerniak zwrócił się do premier Ewy Kopacz z pisemnym apelem o "weryfikację założeń” przetargu. Z podobnymi postulatami występują związkowcy ze świdnickiego zakładu.
– Wszystkie śmigłowce powinny być dopuszczone do testów na poligonie, żeby przekonać się o ich możliwościach – mówi Andrzej Kuchta, przewodniczący NSZZ "Solidarność” w PZL-Świdnik. – Nie jest prawdą, że pierwsze śmigłowce AW149 miały trafić do armii za cztery lata. Proponowaliśmy dwuletni termin. Myślę, że doszło do złej interpretacji naszej oferty.
– To było merytoryczne spotkanie, ale informacje, które otrzymaliśmy nie rozwiały naszych wątpliwości – ocenia Kuchta. – Nie zmieniamy zdania. Wynik przetargu jest dla nas krzywdzący. Zarzuty o rzekome błędy formalne w ofercie są zbyt uwydatniane przez resort. To nie przetarg na długopisy, ale na poważny sprzęt.
Związkowcy zapowiadają, że kolejne kroki będą omawiać z zarządem PZL-Świdnik. Nie wykluczają protestów. Sugerują również, że przetargowi powinna przyjrzeć się prokuratura oraz Najwyższa Izba Kontroli.
Airbus Helicopters ma dostarczyć polskiej armii 50 śmigłowców w dwóch wersjach. Wartość kontraktu szacowana jest na 13 mld zł.