Około 40. dzieci może zostać wykreślonych ze świdnickich przedszkoli. Powód? Mieszkają w gminie Mełgiew, a ta nie dała pieniędzy na ich naukę.
- Mieszkam we Franciszkowie. Wystarczy, że przejdę przez tory i już jestem w Świdniku. To 10-15 minut drogi piechotą - mówi Anna Berejowska, mama
5-letniej Kasi. - Po pracy ją odbierałam i spacerkiem wracałyśmy do domu.
Teraz córka pani Anny jest na liście rezerwowej.
- Problem rozbija się o pieniądze - tłumaczy Tomasz Szydło, zastępca burmistrza Świdnika. - Możemy finansować naukę tylko "naszych” dzieci. Pieniądze na maluchy z Franciszkowa, Krępca czy Jastkowa powinny pochodzić z Mełgwi - tłumaczy. Jeśli dofinansowania nie będzie, dzieci będą musiały wrócić do placówki w swojej gminie.
Od początku roku władze miasta próbują się w tej sprawie porozumieć z Wacławem Motylem, wójtem gminy Mełgiew. W ubiegłym tygodniu w końcu coś drgnęło. - Dostaliśmy pismo, w którym wójt zapewnia, że pieniądze się znajdą, ale dopiero od stycznia. - wyjaśnia Tomasz Szydło.
- To skandal - skarży się Katarzyna Kurkiewicz z Franciszkowa. - W ostateczności przemelduję rodzinę z gminy Mełgiew do Świdnika. Wtedy problem przedszkola dla moich chłopców przestanie istnieć.
Oburzenia nie ukrywa też Renata Koper z Jackowa. Jej córka chodziła do świdnickiego Przedszkola nr 3. - Polubiła to miejsce, ma swoich kolegów i koleżanki - mówi pani Renata. - Jeśli będzie trzeba zapiszę córkę do placówki prywatnej w Świdniku.
Dyrektorka Przedszkola im. Jana Brzechwy rozkłada ręce. - Nic nie mogę zrobić. Jeśli gminom nie uda się porozumieć, kilkoro maluchów będę musiała wykreślić z listy - przyznaje Bożena Mańka.
Wójt Mełgwi uspokaja. - Załatwimy sprawę. 30 lipca podczas sesji Rady Gminy będziemy się zajmować tą sprawą. Na pewno zapadną jakieś decyzje. Żadnemu maluchowi krzywda się nie stanie - zapewnia.
Do sprawy wrócimy.