Tak wygląda drań (zdjęcie na dole z lewej), który nie dosyć,
że potrącił pieszego, to na dodatek pozbawił go możliwości wezwania pomocy.
Zabrał mu telefon i uciekł z miejsca wypadku. Rannemu życie uratowali mieszkańcy pobliskiego domu. Sprawcę, na szczęście, zatrzymała policja.
Nie wiadomo, czy Mariusz przeżyłby wypadek, gdyby nie mieszkańcy pobliskiego domu. To oni wybiegli na drogę, kiedy usłyszeli głuche uderzenie. I to oni zadzwonili po pomoc. Sprawcy już na miejscu nie było.
Kierowca - według ustaleń policji - tuż po wypadku zatrzymał się i wysiadł z samochodu. Jednak nawet nie kiwnął palcem, żeby pomóc rannemu. W chwili wypadku dziewiętnastolatkowi wypadł z kieszeni telefon komórkowy. Kierowca opla odrzucił go w krzaki. - Prawdopodobnie nie chciał, żeby ranny wezwał pomoc - wyjaśnia Nalewajko. - Chciał w ten sposób zyskać na czasie.
Draniowi, na szczęście, nie upiecze się. Następnego dnia - ok. godz. 13 policjanci dopadli go na swojej posesji. Przybyli w samą porę. 25-latek zdemontował już z samochodu uszkodzone części. Były przygotowane do malowania. - Kilka godzin później byłoby już po herbacie - mówią mundurowi. - Samochód nie miałby żadnych uszkodzeń.
Adam G. - kilka godzin po wypadku - był trzeźwy. Prokuratura zażądała jednak dodatkowo badań krwi na zawartość alkoholu. Wyniki będą znane później. W poniedziałek składał wyjaśnienia w komendzie. Przyznał się do spowodowania wypadku. - Uciekłem, bo spanikowałem - powiedział. Nie przyznał się jednak do wyrzucenia telefonu. Grozi mu do 4,5 lat więzienia.