Rozmowa z Sylwią Matuszczyk, obrotową MKS Perła Lublin
W normalnych warunkach wypadałoby zacząć rozmowę od złożenia gratulacji za mistrzostwo Polski. W dobie epidemii koronawirusa należy jednak zapytać o zdrowie.
- Bardzo dobrze. Jestem w swoim domu w Żorach. Liczę, że epidemia skończy się i będziemy mogli wrócić do normalności.
To teraz porozmawiajmy o sporcie. Jak pani zareagowała na wieść o zakończeniu rozgrywek i przyznanie wam kolejnego tytułu mistrzowskiego?
- Czuję wielką radość, chociaż ten pewny niedosyt. Nie mogłyśmy świętować tytułu razem z kibicami, a to przecież dla nich gramy.
Ta decyzja wydaje się być sprawiedliwa. Przewodziłyście stawce przez cały sezon…
- Uważam tak samo. Przecież w pewnym momencie prowadziłyśmy już różnicą kilkunastu punktów. Dopiero, kiedy przyszły kontuzje i zmęczenie związane z grą w europejskich pucharach, ta różnica zaczęła się zmniejszać. Myślę, że w obliczu tych wszystkich okoliczności decyzję Superligi trzeba uznać za sprawiedliwą.
Jaki to był sezon dla Sylwii Matuszczyk?
- Z jego pierwszej części mogę być zadowolona. Później jednak przyplątała mi się kontuzja i ciężko było mi wrócić do dobrej dyspozycji. Było to spowodowane faktem, że spotkań było bardzo dużo i nie miałam wystarczająco czasu na właściwą pracę nad przygotowaniem fizycznym. Grając na kole z moimi warunkami fizycznymi muszę dużo pracować nad swoją siłą fizyczną.
Na kole rywalizowała pani z Joanną Szarawagą. Walka między wami mobilizowała panią czy powodowała dodatkową presję?
- Z Asią przez cały sezon starałyśmy się wspierać. Obie jesteśmy zupełnie różnymi obrotowymi i mamy kompletnie odmienne warunki fizyczne. Myślę, że ta rywalizacja była napędzająca i przyniosła korzyść dla każdej ze stron.
Wróćmy do tematu koronawirusa. Nagłe zakończenie rozgrywek sprawiło, że znalazłyście się w sytuacji niecodziennej. Sezon się zakończył, a wy zostałyście pozbawione okresu roztrenowania. Jak pani odnajduje się w nowej rzeczywistości?
- Ale ja ciągle jestem w treningu. Zawodniczki, które znajdują się w reprezentacji Polski dostały odpowiednie rozpiski. W maju i czerwcu możemy grać mecze eliminacyjne i musimy być na nie gotowe. Stoimy praktycznie w kropce i musimy czekać na decyzje EHF. Ona zostanie podjęta najprawdopodobniej w kwietniu. Nie ma więc mowy o odpoczynku, bo wykonuję dużo ćwiczeń siłowych, a także sporo biegam.
Chyba ma pani jednak czas na odpoczynek?
- Oczywiście. Korzystam z możliwości przebywania w domu. W sezonie do swoich Żor mogę zajrzeć co najwyżej tylko na chwilę, teraz będę w nich przez dłuższy okres. Bardzo cieszę się z tego, że mogę przebywać w otoczeniu bliskich mi osób. Wspólnie gotujemy, gramy w gry planszowe czy karty. Cieszy nawet spokojnie wypita herbata czy możliwość przeczytania książki.
Jak będzie wyglądał świat piłki ręcznej po zakończeniu epidemii?
- Ten wirus dotyka nie tylko świata sportu. On uderza w całą gospodarkę. Na razie tym nie martwię się, bo najważniejsze jest zdrowie moje i mojej rodziny. Tego nikt nam nie odda. Dlatego podkreślam, że najważniejsze jest pozostanie w tym trudnym czasie w domu. Resztą będziemy martwić się po zakończeniu epidemii.