Prawdziwe sportowe święto. W piątek i w sobotę w Lublinie kibice będą mieli okazję podziwiać żużlowców aspirujących do miana tego „najlepszego na całym świecie”. To właśnie wtedy na stadionie przy Al. Zygmuntowskich odbędą się dwie rundy cyklu Speedway Grand Prix – Orlen Lublin FIM Speedway Grand Prix of Poland.
6 i 7 sierpnia to daty, które w kalendarzu powinni zakreślić wszyscy fani żużla, nie tylko ci znad Bystrzycy. To będzie już trzeci rok z rzędu, kiedy w Lublinie będzie odbywała się prestiżowa impreza, inna niż mecze PGE Ekstraligi. W 2019 roku był to pierwszy z trzech finałów Indywidualnych Mistrzostw Świata Juniorów, a rok później „pandemiczny” finał Speedway of Nations.
Historyczne zawody
Rundy cyklu Speedway Grand Prix goszczą od lat w Polsce w takich miastach jak Wrocław, Gorzów czy Toruń. To będzie dopiero pierwszy raz w historii, kiedy stadion przy Al. Zygmuntowskich w Lublinie zaprosi do siebie żużlowców walczących o miano mistrza świata.
4 czerwca tego roku na stronie cyklu pojawiło się potwierdzenie nieoficjalnych informacji, że tor w Lublinie będzie sportową areną podczas piątej rundy zmagań. Gospodarz zawodów, czyli Motor Lublin, rozpoczął starania o organizację tej imprezy odpowiednio wcześnie.
– Było to po informacji, że działacze PZMot nie zorganizują imprezy na Narodowym. Miałem stały kontakt z działaczami BSI, z Paulem Bellamy, z którym już wcześniej negocjowałem Speedway of Nations, które jest lekkim niedosytem, jeśli chodzi o organizację, bo weszła czerwona strefa (zawody odbyły się bez udziału publiczności – przyp. aut.).
To zawsze było moje marzenie, żeby zorganizować jedną z rund Grand Prix w Lublinie – mówił nam 4 czerwca Jakub Kępa, prezes Motoru Lublin. I dodawał: – Większej rangi imprezy, jak jedna z rund mistrzostw świata, nie ma. Speedway of Nations jest takim, można powiedzieć, zastępstwem Drużynowego Pucharu Świata. Przez środowisko żużlowe jest postrzegane jako impreza niższej rangi, mimo że jest w randze mistrzostw świata. Natomiast cykl Grand Prix był od wielu lat w Gorzowie, Warszawie. Cieszę się, że trafił do Lublina i mam nadzieję, że będzie to duża promocja dla miasta.
Jak się jednak okazało, to nie był koniec dobrych wiadomości dla fanów żużla ze stolicy Lubelszczyzny. 8 lipca działacze poinformowali, że do Lublina zawitają nie jedna, a dwie rundy cyklu SGP: piąta i szósta.
– Serdecznie dziękujemy miastu Lublin za organizację drugiego Grand Prix, dzięki czemu w naszym kalendarzu pozostało 11 imprez w sezonie. BSI i Motor Lublin ciężko pracowali, aby to się stało i jesteśmy zachwyceni, że będziemy mogli zorganizować dwa wydarzenia Grand Prix w tym mieście – mówił wtedy Paul Bellamy, wiceprezes ds. sportów motorowych w IMG.
Walka
Nie będzie zbyt dużym nadużyciem, jeśli napiszę, że zawodnicy rywalizują o każdy punkt na torze tak, jakby od tego miało zależeć ich życie. Na pewno to sportowe.
Polskich sympatyków może cieszyć to, że w gronie faworytów do złota typowani są Biało-Czerwoni. W ostatnich dwóch latach wygrywał Bartosz Zmarzlik, który siedzi liderom klasyfikacji generalnej na ogonie. Po nieco słabszym początku tych rozgrywek – szóstym i piątym miejscu w połowie lipca w czeskiej Pradze – udało mu się wrócić na właściwe tory. Nie bez kłopotów triumfował dwukrotnie na zawodach we Wrocławiu.
Po czterech turniejach cyklowi przewodzi dwóch zawodników – obaj mają po 66 punktów i 3 „oczka” przewagi nad przedstawicielem Moje Bermudy Stali Gorzów. Pierwszym z nich jest najskuteczniejszy obecnie jeździec w PGE Ekstralidze (średnia biegopunktowa na poziomie 2.636), czyli Maciej Janowski z Betard Sparty Wrocław. Dla „Magica” jest to znakomity sezon, w którym jego drużyna zmierza w kierunku złotego medalu Drużynowych Mistrzostw Polski. Drugim z liderów SGP jest Rosjanin Artiom Łaguta, czyli kolega klubowy Macieja Janowskiego. Co do jego skuteczności, to również nie można mieć wielu zastrzeżeń – młodszy brat Grigorija Łaguty z Motoru Lublin jest trzeci w tym względzie w PGE Ekstralidze (jego średnia biegowa to 2.424 punktu).
Warto jeszcze dodać, że dla dwóch jeźdźców impreza w stolicy województwa lubelskiego będzie dobrą okazją do powrotu na „stare śmieci”. Mowa tutaj o Słoweńcu Mateju Żagarze (startował w Motorze w 2020 roku) i Brytyjczyku Robercie Lambercie (jeździł w żółto-biało-niebieskich barwach w latach 2017-19).
Lubelskie akcenty
W tym roku, wśród stałych uczestników, zabrakło miejsca dla przedstawicieli Motoru Lublin. W 2020 roku lubelscy kibice mogli się ekscytować występami dwójki żużlowców: Słoweńca Mateja Żagara i Duńczyka Mikkela Michelsena (ten drugi zapewnił sobie miejsce w SGP w 2022 roku po zdobyciu tytułu indywidualnego mistrza Europy).
Warto pamiętać, że trzecim rezerwowym w całym cyklu jest Dominik Kubera. Młody zawodnik będzie miał jednak okazję do regularnej jazdy podczas zmagań w Lublinie, bo otrzymał „dziką kartę”. W roli rezerwowego pojawi się za to jeden z czołowych polskich juniorów, czyli Wiktor Lampart.
We wtorek klub z Lublina poinformował, że atmosfery żużlowego święta dopełnią występy dwóch bardzo znanych w Polsce wokalistek – Beaty Kozidrak (piątek) i Kayah (sobota).
Lublin nie będzie ostatnim przystankiem na drodze żużlowców po laury. 14 sierpnia spotkają się oni w szwedzkiej Malilli, 28 sierpnia w rosyjskim Togliatti, 11 września w duńskim Vojens, a triumfatora całego cyklu poznamy w dniach 1-2 października na Motoarenie w Toruniu.
Krótka historia Indywidualnych Mistrzostw Świata
Walka o tytuł „tego najlepszego” rozgrywana jest oficjalnie z przerwami od 1936 roku. Do 1994 roku włącznie o sukcesie decydowało zwycięstwo w jednodniowym finale (za wyjątkiem 1987 roku). Od 1995 roku rozgrywane są turnieje z cyklu Speedway Grand Prix. Warto zauważyć, że ze względu na II wojnę światową zawody nie odbywały się w latach 1940-48. W 1939 roku udało się odjechać jedynie półfinały, a 7 września tego roku Stadion Wembley w Londynie świecił już pustkami.
Trzeba jednak wspomnieć o dwóch innych, także istotnych dla historii „czarnego sportu” imprezach. Już od 1929 roku zawodnicy ścigali się na motocyklach żużlowych w zmaganiach pod nazwą Star Riders’ Championship. Są one uważane za „przodka” Indywidualnych Mistrzostw Świata. W pierwszym roku funkcjonowania wręczano dwa tytuły: dla najlepszego Brytyjczyka i dla najlepszego jeźdźca „zagranicznego” (czyli z USA i Australii). W 1930 roku uhonorowano tylko triumfatora całej rywalizacji, a w kolejnych pięciu latach wręczano już medale w trzech kolorach.
Druga impreza sportowa to British Riders’ Championship. Z racji tego, że natura nie znosi próżni, to zawody te były rozgrywane w Wielkiej Brytanii w latach 1946-48 pod nieobecność IMŚ. Za każdym razem medale wręczano trzem najlepszym zawodnikom.
Arcymistrzowie z przeszłości
Pierwszymi zwycięzcami Star Riders’ Championship byli Australijczyk Frank Arthur oraz Brytyjczyk Roger Frogley. Co ciekawe, dla obu zawodników były to jedyne takie wyróżnienia w karierze. Natomiast w przypadku British Riders’ Championship wygrywali Brytyjczycy Tommy Price i Jack Parker oraz Australijczyk Vic Duggan.
Na liście triumfatorów IMŚ po 1935 roku znajdziemy 36 nazwisk. Na samym jej szczycie jest Szwed Tony Rickardsson, który wygrywał sześciokrotnie. Podobnie było w przypadku Ivana Maugera, ale Nowozelandczyk ma na swoim koncie o jeden medal mniej – 10.
Najwięcej razy na podium stawał Hans Nielsen. Duńczyk jest nie tylko legendą Motoru Lublin, ale również całej dyscypliny, bo w swojej kolekcji ma 12 medali, w tym 4 złote.
W elitarnym gronie tych, którzy mogą się pochwalić workiem „krążków” (czyli więcej niż 10) są jeszcze Szwed Ove Fundin (11, w tym 5 złotych), Nowozelandczyk Barry Briggs (10, w tym 4 złote) i Australijczyk Jason Crump (10, w tym 3 złote).
Polscy czempioni
Biało-Czerwoni również mają się czym pochwalić w takich przyjacielskich przechwałkach. Wystarczy wymienić nazwiska takich żużlowców jak Mieczysław Połukard, Florian Kapała, Henryk Żyto czy pochodzący z Lublina Włodzimierz Szwendrowski. Startowali oni w IMŚ jeszcze w latach 50. i 60. ubiegłego wieku.
Na pierwszy znaczący sukces trzeba było jednak poczekać do 23 września 1966 roku. Wtedy też Antoni Woryna, dziadek Kacpra Woryny z Eltrox Włókniarza Częstochowa, zdobył brązowy medal IMŚ – pierwszy w historii dla Polski. Uzbierał 13 punktów i przegrał z Nowozelandczykiem Barrym Briggsem i Norwegiem Sverrem Harrfeldtem. To właśnie ta dwójka pokonała Polaka w dziewiątym biegu tych zawodów i mocno popsuła mu szyki. Spośród pięciu startów to była jego jedyna „jedynka”, oprócz tego miał jeszcze cztery „trójki”.
Potem żużlowcy z orzełkiem na piersi zdobyli jeszcze 22 „krążki”: Edward Jancarz (brąz w 1968), Paweł Waloszek (srebro w 1970), ponownie Antoni Woryna (brąz w 1970), Jerzy Szczakiel (złoto w 1973), Zenon Plech (brąz w 1973 oraz srebro w 1979),Tomasz Gollob (brązy w 1997, 1998, 2001 i 2008, srebra w 1999 i 2009 oraz złoto w 2010), Jarosław Hampel (brąz w 2011 oraz srebra w 2010 i 2013), Krzysztof Kasprzak (srebro w 2014), Bartosz Zmarzlik (brąz w 2016, srebro w 2018 oraz złota w 2019 i 2020) oraz Patryk Dudek (srebro w 2017).
Na wyróżnienie zasługują na pewno trzej żużlowcy, którzy spoglądali na resztę stawki z miejsca na szczycie podium tych międzynarodowych zawodów, czyli nieżyjący już Jerzy Szczakiel, Tomasz Gollob i aktualny obrońca tytułu Bartosz Zmarzlik.
Źródła: Speedway Researcher (World Finals 1936-1994); edinburghspeedway.blogspot.com/; https://en.wikipedia.org/.