Urządzenie podtrzymujące życie dziecka na jednej baterii mogło działać zaledwie 8 godzin. Niemal nie było szans, żeby chłopiec z rodzicami szybko dostał się do Polski. Na szczęście „niemal”.
Lubycza Królewska. Niewielka miejscowość z której niemal widać Ukrainę. Zaraz za Lubyczą znajduje się przejście graniczne w Hrebennem. To jedna z tras, którymi do Polski ciągną uciekający przed wojną Ukraińcy. Nie jest jednak łatwo dostać się do naszego kraju. Na wiele kilometrów przed przejściem tworzy się korek a samochody przesuwają się w nim w ślimaczym tempie. To właśnie mogło zabić 10-latka, który do Polski jechał razem z rodzicami.
15 km do Polski
Chłopiec był podłączony do urządzenia podtrzymującego życie. – To był respirator. Tak służbom przekazała matka dziecka – mówi nam sierżant sztabowy Małgorzata Pawłowska, rzecznik prasowy policji w Tomaszowie Lubelskim. – Samochód stanął w korku 15 kilometrów przed polską granicą. Nie było szans, aby na miejsce dojechać szybciej. A tu liczył się czas, bo bateria, w którą był wyposażony respirator, mogła działać osiem godzin. Istniała szansa podładowania jej na stacji benzynowej, ale każda minuta była ważna – dodaje policjantka.
Zrozpaczeni rodzice musieli szybko znaleźć sposób na szybki dotarcie do Polski. Ominięcie linii samochodów nie wchodziło w grę. Nie wiadomo, jak zareagowaliby inni uchodźcy. Nie wiedzieli przecież, że w aucie jest 10-latek walczący o życie.
– Rodzice zadzwonili na numer punktu recepcyjnego w Lubyczy Królewskiej – opisuje sierżant Pawłowska.
Taki punkt został utworzony, aby pomóc przyjeżdżającym do Polski. Mogą tam chwilę odpocząć, ogrzać się i napić herbaty. Tam też można uzyskać pomoc. I właśnie tak się stało w Lubyczy.
Karetka i radiowóz
– Osoba z punktu recepcyjnego skontaktowała się z nami i opisała sytuację. Pojechaliśmy do pomocy – mówi policjantka.
Ale nie nadal nie było to łatwe. Dziecko przecież znajdowało się po ukraińskiej stronie granicy. Dlatego tomaszowska policja skontaktowała się z ukraińskim pogotowie, które eskortowało samochód z 10-latkiem do samego szlabanu. Już po polskiej stronie Ukraińcy zostali szybko odprawieni, a drogówka jadąc na sygnale eskortowała uchodźców dalej.
– Do granicy naszego województwa ze świętokrzyskim. Tam auto przejęli kolejni policjanci. Ostatecznie udało się na czas dojechać do szpitala w Kielcach – mówi sierżant Pawłowska.