Kochanie, nie znam słów, które oddadzą, jak bardzo za Tobą tęsknię. Jesteś miłością mojego życia. Dziękuję Ci za te niemal 50 wspólnych lat – napisała po śmierci Andrzeja Rozhina jego żona Ika. Odszedł wielki reżyser, jeden z ostatnich, którzy robili teatr dla publiczności a nie dla zaspokojenia własnych ambicji artystycznych.
Andrzej Rozhin zmarł 17 listopada. Miał 82 lata. Msza św. żałobna odprawiona zostanie w poniedziałek, 28 listopada, o godzinie 13.30 w kościele św. Katarzyny na Służewie.
„10 lat temu świętowaliśmy Twój benefis. Przez wiele lat kształtowałeś moją teatralną wrażliwość. W teatrach Olsztyna, Tarnowa, Koszalina, Szczecina i Lublina zdobywałem pod Twoją artystyczną opieką aktorskie doświadczenie. Jestem Ci za to ogromnie wdzięczny Andrzejku. Umawialiśmy się na kawę i małego drinka. Odszedłeś zbyt wcześnie. Żal... cholerny żal” – napisał na swoim profilu Włodzimierz Matuszak, który zagrał w Teatrze Osterwy kilka znakomitym ról.
Jego Macheath zwany Mackie Majcher w „Operze za trzy grosze” Brechta w reżyserii Andrzeja Rozhina czy Zachariasz Moirron, słynny amant teatralny w spektaklu „Molière” Michaiła Bułhakowa w reżyserii Bogusława Lindy to pokaz aktorskiego kunsztu najwyższej miary.
– Andrzej Rozhin miał nosa do dobrego repertuaru. Doskonale wyczuwał potrzeby publiczności. To Rozhin ściągnął do Lublina Bogusława Lindę, żeby zrobił Bułhakowa. To za Andrzeja Rozhina Lublin mógł zobaczyć świetne „Białe małżeństwo” Różewicza, „Betlejem Polskie”, które było ogromnym sukcesem frekwencyjnym czy „Gałązkę rozmarynu”, wystawioną tuż przed 1989 roku – wspomina Jerzy Rogalski.
Od lalek do Gongu
„Żegnaj Przyjacielu, najlepszy Dyrektorze, Mentorze, Reżyserze, Bracie... Do zobaczenia w zaświatach” – napisał na swoim profilu Jacek Gierczak, także aktor znakomity i uwielbiany przez publiczność.
Słów serdecznych, wpisów pełnych żalu jest więcej.
„Był Kimś” – napisał Adam Natanek, wieloletni dyrektor Filharmonii Lubelskiej.
Kim był Rozhin?
Zaczynał studia aktorskie w Państwowej Wyżej Szkole Teatralnej im. Ludwika Solskiego w Krakowie, skąd przeniósł się do Lublina, gdzie skończył polonistykę na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej. W 1961 roku został aktorem w Państwowym Teatrze Lalki i Aktora im. Andersena, by przez sześć sezonów animować lalki i grać w spektaklach.
Równolegle Rozhin założył grupę teatralną Gong 2. O studenckim teatrze z Lublina zrobiło się głośno w Polsce. Po kilku latach studencki teatr zamienił się w zawodowy, Andrzej Rozhin został kierownikiem artystycznym Akademickiego Teatru UMCS Gong 2 z siedzibą w Chatce Żaka.
Przez dwa sezony Rozhin występował jako aktor i piosenkarz w kabarecie „Czart”, na scenie towarzyszyli mu między innymi Piotr Szczepanik, Piotr Suchora czy Kazimierz Grześkowiak.
Gongiem Rozhin kierował lat kilkanaście, powstały głośne spektakle, w tym mocno kontrowersyjny politycznie „Wietnam Ukrzyżowany”. Jego realizacje w Gongu 2 pokazały najważniejsze umiejętności Rozhina, w tym rozmach i umiłowanie wielkich inscenizacji, o czym kilka lat później mieli przekonać się widzowie Teatru Osterwy.
Mistrz
Po przygodzie z teatrem studenckim Andrzej Rozhin znakomicie poprowadził kilka scen teatralnych w Polsce. Od Gorzowa Wielkopolskiego, przez Olsztyn, Koszalin i Szczecin. W 1985 roku został dyrektorem Teatru im. Juliusza Osterwy. W każdym miejsc wynosił teatr na wyższy poziom, w każdym nastąpił mniej lub bardziej gwałtowny skok frekwencyjny. W Lublinie ciężko było o bilety na spektakle.
Andrzej Rozhin reżyserował gościnnie. Do legendy przeszedł jego warszawski spektakl „Kotki na rozpalonym blaszanym dachu” Tennessee Williamsa z 1992 roku, ze znakomitą rolą Krystyny Jandy.
Jakim był reżyserem?
– Dobrym – odpowiedział Agnieszce Góra-Stępień Andrzej Rozhin przy okazji realizacji jej projektu „Lublin 1966”. A po chwili dodał: – Reżyser musi mieć wizję. Potem wizję musi przenieść na scenę.
– Po mistrzowsku wyczuwał, na co czeka publiczność. W Lublinie osadził dobry teatr – mówi Jerzy Rogalski.
– Lubił styl „monumentalny”, dużo ludzi, ruchu i śpiewu i to się podobało publiczności. Miał świetnych scenografów i dekor był rzeczywiście obłędny – dodaje Anna Nowak z Teatru Osterwy, dzięki której możemy zaprezentować archiwalne fotografie ze spektakli Rozhina.
– Rozhin należy do wąskiego grona mistrzów reżyserskiego fachu, którzy nie poprzestali na opanowaniu podstaw rzemiosła, lecz doskonalili je z przedstawienia na przedstawienie. To jeden z garstki ostatnich Mohikanów, kierujących się przekonaniem, że teatr tworzy się nie dla zaspokojenia własnych wizjonerskich ambicji, lecz dla widza. Co wcale nie oznacza schlebiania jego gustom, ani kierowania się kaprysami mody, bądź meandrami poprawności politycznej. Na prowadzonych przezeń scenach zawsze można było znaleźć nowości repertuarowe. To on w czasach naszej transformacji ustrojowej – ale i ekonomicznej – odkrył dla polskiego teatru musical – napisał na portalu culture.pl Janusz R. Kowalczyk.
Summa cum laude
Tak się złożyło, że pracowałem w Teatrze Osterwy za dyrekcji Andrzeja Rozhina. Miałem szansę uczestniczyć w próbach jego wielkich realizacji, rozmawiać o nich, słuchać jego uwag reżyserskich. W swoich realizacjach szedł na całość. Chciał wycisnąć z aktorów ile się da, wraz ze znakomitymi scenografami budował oświetlenie spektakli.
Miał twardy charakter, nie znosił sprzeciwu, ale w zdumiewający sposób porywał aktorów do pracy. Przystępując do realizacji spektaklu, miał doskonale przemyślany sposób inscenizacji.
Kiedyś zapytałem go, co w tych inscenizacjach jest najważniejsze?
– Jak to co, przesłanie spektaklu, które zapisuje się w sercach i w wyobraźni widzów – odparł zdecydowanym głosem.
Był wielkim inscenizatorem, zostawił po sobie kilkaset wartościowych realizacji. Nie potrafił iść na łatwiznę i za to bardzo go ceniłem.
– To właśnie tacy jak on – a bynajmniej nie ci akurat modni twórcy, rozpieszczani wysyłaniem ich produkcji na międzynarodowe festiwale – stanowią sól polskiego teatru – napisał wspomniany Janusz R. Kowalczyk.
Teraz, gdy Andrzej Rozhin odszedł do największego teatru świata, te słowa nabierają jeszcze więcej mocy.
Wśród wielu pożegnań najpiękniej pożegnała Andrzeja Rozhina żona Ika: „Kochanie, nie znam słów, które oddadzą, jak bardzo za Tobą tęsknię. Jesteś miłością mojego życia”.
A Adam Natanek pożegnał Mistrza polskiego teatru tak: „Smutno. Andrzeju-byłeś Ktoś, jesteś w naszej pamięci trwałej Kimś! SUMMA cum LAUDE( z najwyższą pochwalą - Najchlubniej).