Burmistrz jest kobietą, starosta jest kobietą, komendant policji jest kobietą, prokurator rejonowy i dyrektor szpitala również, niedawno kobieta była też szefową więzienia. I to wszystko w jednym, nie największym miasteczku, w Hrubieszowie.
Dlaczego spotkały się akurat tutaj? Twierdzą, że to zbieg okoliczności. – Najwyraźniej tak miało być. Może wiele zdarzeń potoczyłoby się inaczej, gdyby to nie kobiety stały na czele tak wielu instytucji – mówi jedna z naszych rozmówczyń. – Hrubieszów ma dobry klimat dla kobiet – ocenia inna. – Wszystkie kobiety Hrubieszowa są młode, temperamentne i urodziwe. To dobrze wróży temu miastu – podsumowuje kolejna.
Marta Majewska, burmistrz Hrubieszowa
Skończyła prawo na KUL, z zawodu jest adwokatem. Zanim w 2014 roku trafiła do samorządu, prowadziła własną kancelarię.
– Jestem jedną z 88 burmistrzyń w Polsce – mówi o sobie, ale też podkreśla, że kobiet w samorządzie jest zdecydowanie za mało, bo te szefujące w gminach i miastach stanowią jedynie 12 procent spośród wszystkich wójtów, burmistrzów i prezydentów w Polsce.
Marta Majewska przekonuje, że kobiety zupełnie inaczej niż mężczyźni postrzegają rzeczywistość: – Patrzymy na miasto czy gminę jak na organizm, mamy szerszy horyzont, dostrzegamy nawet drobne szczegóły, a także wykazujemy się większą troską o relacje między ludźmi.
Pani burmistrz podkreśla, że dla niej to, co robi, nie jest zawodem. – Nie będę mówić, że misją, ale po prostu zadaniem do wykonania w określonym czasie i najlepiej, jak tylko potrafię.
Za najtrudniejsze w swojej pracy uznaje sytuacje, gdy zderza się ze stereotypami, m.in. takimi, że kobieta nie nadaje się do zarządzania, że lepiej, aby zajęła się domem. – Takich opinii jest na szczęście coraz mniej i głoszą je chyba osoby, które nic nie wiedzą o tym, jak naprawdę praca kobiet w samorządzie wygląda.
Opowiada, że kiedy obejmowała urząd wielokrotnie słyszała, że nie sprosta zadaniu. – Przez pryzmat tego, że byłam wcześniej czyjąś zastępczynią (burmistrzem w poprzedniej kadencji był obecny wójt gm. Hrubieszów Tomasz Zając – red.) zakładano, że ktoś będzie mną sterował. I dlatego największą satysfakcję mam z tego, że teraz ci sami ludzie, widząc jak Hrubieszów się zmienia, umieją powiedzieć albo napisać, że się mylili – cieszy się Marta Majewska.
Sama nie zwraca uwagi na płeć swoich współpracowników. Liczy się człowiek i jego charakter, ważna jest chęć porozumienia się i umiejętność słuchania.
Burmistrz Hrubieszowa nie ukrywa, że czasem bywa ciężko, nerwowo. – Pierwszy sposób na odreagowanie to przekroczenie progu domu, to mój azyl – mówi. Dodaje, że relaksuje ją też sen, dlatego drzemki potrafi sobie ucinać w ciągu dnia, nawet podczas krótkiego przejazdu samochodem służbowym. Na hobby Marta Majewska ma za mało czasu, ale stara się go znajdować na rower, na bieganie i na... pitraszenie. – Kiedy np. przygotowuję dżemy, to naprawdę potrafię się odłączyć – śmieje się. Stara się odpoczywać w weekendy, ale to nie zawsze się udaje, więc przynajmniej raz do roku pozwala sobie na dłuższy urlop. Wtedy wyjeżdża z Hrubieszowa i zupełnie odłącza się od codzienności. Tak ładuje baterie.
Aneta Karpiuk, starosta hrubieszowski
Absolwentka prawa na KUL. Większość zawodowego życia związana z Urzędem Gminy w Trzeszczanach. Pracowała na różnych stanowiskach, m.in. w kadrach, była również kierownikiem USC. Starostą jest od 2020 roku. Zajęła miejsce po innej kobiecie: Maryli Symczuk, która obecnie jest dyrektorem Cukrowni Werbkowice.
Wie, że są kobiety kierujące powiatami tak jak ona, ale należą do rzadkości w zdominowanym przez mężczyzn samorządzie. Uważa, że bycie kobietą w sprawowaniu takiej funkcji nie jest przeszkodą, ale też nie pomaga.
– Bo to jednak polityka, a w polityce nie ma skrupułów. Na pewno nie ma żadnej taryfy ulgowej dla kobiet. Trzeba po prostu udowodnić, że jest się w stanie poradzić z wyzwaniami – tłumaczy.
Uważa, że płeć w kontaktach ze współpracownikami również nie odgrywa większej roli. – Liczy się charakter człowieka.
Co jest dla niej najtrudniejsze? Częste nieobecności w domu, późne powroty z pracy, liczne wyjazdy, a w związku z tym rozłąka z dziećmi. Na zawodowym zaangażowaniu kobiety na pewno w jakimś stopniu rodzina traci.
A jakie momenty ze swojej dotychczasowej kariery wspomina najlepiej? – Udzielanie ślubów, kiedy stawali przede mną młodzi, zakochani w sobie ludzie, przed którymi otwierała się w tym momencie wspólna przyszłość. Lubiłam też wystawiać akty urodzenia, bo wtedy widziałam szczęście rodziców.
A satysfakcjonujące momenty w byciu starostą? – Na pewno zrealizowane inwestycje, bo nie przychodzą nam łatwo, musimy o nie walczyć, a kiedy się uda, jest radość.
Gdy praca ją zmęczy, zestresuje, to odreagowuje... pracą. Wspólnie z mężem prowadzi gospodarstwo rolne. Praca w gospodarstwie ją relaksuje. Pasją pani starosty jest historia, zwłaszcza historia Polski. Ogromną przyjemność sprawia jej poszerzanie wiedzy: czyta książki, ogląda filmy, lubi słuchać dobrej muzyki. Ceni sobie kontakt z ludźmi.
Jej zdaniem kobiety mają wszelkie predyspozycje do tego, by zajmować ważne, eksponowane, odpowiedzialne stanowiska. – Bo jesteśmy chyba bardziej zdeterminowane niż mężczyźni, silniejsze psychicznie, bardziej odporne na stres.
Alicja Jarosińska, dyrektor SP ZOZ w Hrubieszowie
Pochodzi z Podhala. Jest absolwentką pielęgniarstwa na Śląskiej Akademii Medycznej w Katowicach, a także podyplomowych studiów m.in. z zarządzania i finansów w ochronie zdrowia. Zaczynała jako pielęgniarka w Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie. Później była przerwa na urodzenie dzieci i uzupełnienie wykształcenia i kolejne stanowiska. Była dyrektorem ds. administracyjnych w Centrum Medycznym Biegonice, także prezesem tej firmy, dyrektorem szpitala w Krynicy Zdroju, zastępcą dyrektora ds. pielęgniarstwa w Podhalańskim Szpitalu Specjalistycznym w Nowym Targu. Stamtąd trafiła do Hrubieszowa.
– W międzyczasie wykładałam również zarządzanie w ochronie zdrowia w Podhalańskiej Wyższej Szkole Zawodowej w Nowym Targu – informuje Alicja Jarosińska i przyznaje, że kobiet, z wykształcenia pielęgniarek, które zaszłyby aż tak wysoko jest niewiele. Zna jedną, która kiedyś była dyrektorem szpitala w Brzesku.
Zapewnia, że w pracy stara się być przede wszystkim profesjonalistką i nie wykorzystywać kobiecości w zarządzaniu.
– Niemniej jednak zachowuję swoją kobiecość i ją podkreślam poprzez ubiór, fryzurę, sposób bycia, no bo przecież jestem kobietą!
Opowiada też, że na obecnym etapie, gdy dzieci są już dorosłe, a ona jest doświadczonym menadżerem, bycie kobietą w robieniu kariery nie jest przeszkodą. Ale kiedyś było inaczej.
– Gdy zostałam dyrektorem w szpitala w Krynicy-Zdroju, żyłam w rozdarciu, bo musiałam dużo czasu poświęcać sprawom szpitala, a bardzo potrzebowali mnie moi synowie, którzy wtedy byli w wieku nastoletnim i mieli swoje problemy – wspomina. I dodaje: – A poza tym byłam bardzo młoda. Taka blondynka z warkoczem raczej nie budzi respektu. To był dla mnie trudny czas i trudne doświadczenia.
Opowiada, że przez wiele lat jej przełożonymi byli raczej mężczyźni i pracowało im się razem bardzo dobrze. Obecnie przełożonym jest kobieta: starosta Karpiuk. – I nie narzekam. Wypracowałyśmy sobie schemat relacji, oparty na wzajemnym szacunku – podwładny i przełożony – wyjaśnia. Ta sama zasada obowiązuje u niej w szpitalu.
Alicja Jarosińska przyznaje, że praca bywa stresująca. Jak sobie radzi? – Gdy pracowałam w Nowym Targu, po pracy przyjeżdżałam do domu, miałam ogród albo wsiadałam na rower i pędziłam po górkach. Teraz obowiązkowo codziennie biegam, chodzę po mieście.
Wysiłek fizyczny bardzo oczyszcza głowę.
Jeżdżę też konno – zdradza. Poza tym kocha Tatry, w zimie jeździ na nartach i morsuje, a co pięć lat, na swoje urodziny... skacze ze spadochronem. Uwielbia podróże.
W życiu zawodowym największą radość dają jej dobre relacje z osobami, z którymi już nie pracuje. Wie, że są szczere. – Gdy odchodziłam z Nowego Targu, spontanicznie zebrali się ordynatorzy wszystkich oddziałów i oddziałowe. Usłyszałam wiele podziękowań i słów wsparcia, bo wszyscy wiedzieli, że czas, kiedy objęłam stanowisko dyrektora w Hrubieszowie nie był łatwy (odwołanie jej poprzednika spowodowało protesty – red.). Wiem, że w Nowym Targu interesują się moimi losami zawodowymi, trzymają za mnie kciuki i życzą mi powodzenia. To bardzo miłe i budujące, bo mam poczucie, że zdałam egzamin z bycia dyrektorem.
Magdalena Janik-Sobańska, prokurator rejonowy w Hrubieszowie
Studia prawnicze ukończyła na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Odbyła aplikację prokuratorską, po której zdała egzamin prokuratorski i zaczęła pracować.
Na początku jako asesor w Prokuraturze Rejonowej w Hrubieszowie. Później przez wiele lat pracowała w rodzinnym Zamościu. Aż 1 kwietnia 2019 (i nie był to prima aprilis) znowu znalazła się w Hrubieszowie: najpierw jako zastępca prokuratora rejonowego, a po kilku miesiącach już jako szefowa.
Jest jedną z wielu kobiet zajmujących takie stanowisko. – Tak naprawdę w naszym okręgu, mężczyźni są szefami Prokuratury Okręgowej w Zamościu, Prokuratury Rejonowej w Tomaszowie Lubelskim i Krasnymstawie. Na czele Prokuratury Rejonowej w Zamościu, Biłgoraju i Hrubieszowie stoją kobiety – wylicza Magdalena Janik-Sobańska.
Jej zdaniem wynika to z faktu, że kobiety są po prostu bardzo dobrymi prokuratorami. Są zorganizowane i wykazują się dużą empatią. Ta ostatnia czasem może być niejako utrudnieniem.
– Zwłaszcza, kiedy przychodzi nam prowadzić sprawy, w których ofiarami przestępstw są osoby najmłodsze, zwłaszcza dzieci. Większość z nas jest matkami i po prostu krzywdę dziecka bardzo przeżywamy, tak „po matczynemu”.
A co dla niej jako dla kobiety jest w wykonywanym zawodzie najtrudniejsze? – Większość z nas pełni dyżury. Często, w porach wieczornych czy nocnych dochodzi do poważnych zdarzeń, które wymagają uczestnictwa prokuratora na miejscu. Trzeba wtedy jechać bez względu na pogodę, pracować na miejscu wiele godzin, a potem wrócić do domu, a od rana być gotową, żeby dzieciom przygotować śniadanie, wyprawić do szkoły, przygotować się do pracy, bo nikt przecież nie zostaje z tego obowiązku zwolniony i jeszcze przy tym wszystkim jakoś wyglądać – opowiada Janik-Sobańska.
Podkreśla, że byłoby jej zdecydowanie trudniej pracować tu, gdzie pracuje i zajmować takie stanowisko, jakie zajmuje, gdyby nie pomoc ze strony najbliższych, którzy kiedy wymaga tego sytuacja, muszą brać na siebie „ogarnianie” domu i codzienne obowiązki. Codzienny stres odreagowuje jazdą na rowerze. – Jestem strasznym śpiochem, więc gdy tylko mogę sobie na to pozwolić, to z chęcią korzystam.
No, ale najważniejsze, aby raz do roku wyjechać na prawdziwy urlop. To jest jej czas na kompletny reset. Wówczas obowiązkowo musi być leżak, olejek do opalania i duuużo słońca. Po takim wypoczynku szefowa hrubieszowskiej prokuratury wraca do obowiązków z naładowanymi bateriami. I znowu daje z siebie wszystko, a im więcej wyzwań, tym większa determinacja w działaniu.
Janik-Sobańska powtarza słowa za byłą Pierwszą Damą – Nancy Regan – która stwierdziła: „kobieta jest jak torebka z herbatą, nie wiesz jaka jest mocna, póki nie wrzucisz jej do wrzątku”. Uważa, że kobiety powinny częściej zajmować kierownicze stanowiska, by móc udowodnić, że naprawdę się do tego znakomicie nadają.
Wioletta Pawluk, komendant powiatowy policji w Hrubieszowie
O pracy w policji marzyła już jako mała dziewczynka. Po szkole średniej zaczęła 4-letnie studia w WSPoL w Szczytnie. Po ich ukończeniu pracowała w KMP w Chełmie, w „dochodzeniówce”, a następnie jako naczelnik prewencji. W 2016 została komendantem we Włodawie, później w Krasnymstawie, jednostką w Hrubieszowie kieruje od dwóch lat. Jest jedyną komendant policji w województwie lubelskim.
– Niemniej wiele moich koleżanek po fachu piastuje stanowisko naczelnika poszczególnych wydziałów w komendzie wojewódzkiej, a w KMP w Lublinie stanowisko zastępcy komendanta pełni także kobieta – podkreśla Wioletta Pawluk.
Wspomina, że przełomowy był dla niej rok 2012, gdy stawiała pierwsze kroki w kierowaniu ludźmi. – Wielu spośród moich ówczesnych podwładnych było ludźmi dużo starszymi ode mnie wiekiem, służbą i zawodowym doświadczeniem. Nie odczułam jednak dezaprobaty, przeciwnie: mogłam czerpać z ich wiedzy i doświadczenia. I tak jest do dzisiaj. Może to kwestia szczęścia, może przypadku, ale zazwyczaj otaczali mnie mądrzy, rozsądni ludzie, z którymi praca była przyjemnością.
Przyznaje jednak, że służba nie jest łatwa, wymaga uwagi, zaangażowania i dyspozycyjności. Dlatego odczuwa wieczny deficyt czasu poświęcanego rodzinie.
– Kiedy znajomi organizują sobie np. majówkę czy inny długi weekend, ja najczęściej pracuję. Prywatnie jestem mamą niemal 19-letniego chłopca i nie wiem nawet, kiedy z małego dziecka wyrósł na dorosłego mężczyznę.
Kiedy pojawiają się problemy, po prostu je rozwiązuje. Na stres najlepsze są chwile spędzone z najbliższymi. – Często odwiedzam też dziadków. Oni od wielu lat nie żyją... U Nich zawsze jest tak cicho i spokojnie...
W ramach sprawowanej funkcji współpracuje z różnymi służbami mundurowymi, przeważnie zarządzanymi przez mężczyzn. Jedynie oddziałem celnym w Hrubieszowie kieruje Grażyna Palichleb. – Nasza współpraca przebiega w życzliwym tonie pełnym szacunku i zrozumienia, pomagamy sobie nawzajem, kiedy to możliwe i zasadne.
A gdy ma wreszcie czas dla siebie, jedzie w Bieszczady. Poza tym lubi spacery leśnymi ścieżkami i rowerowe wycieczki. Uwielbia też muzykę, szczególnie klasyczną oraz angielską literaturę piękną.
Wioletta Pawluk uważa, że o awansie zawodowym powinny decydować: rzetelność, uczciwość i konsekwencja oraz pokora, cierpliwość i szacunek dla współpracowników.
Mariola Mielniczuk, b. dyrektor Zakładu Karnego w Hrubieszowie
Z wykształcenia psycholog, podyplomowo ukończyła seksuologię. Przez większość zawodowego życia była związana z więziennictwem, a zaczynała od pracy w oddziale terapeutycznym dla osób z zaburzeniami psychicznymi.
– Wiele lat zajmowałam się diagnozowaniem osadzonych zajmując stanowisko kierownika ośrodka diagnostycznego w Areszcie Śledczym w Lublinie, następnie specjalisty w OISW w Lublinie, zastępcy dyrektora ZK w Zamościu i dyrektora ZK w Hrubieszowie. Równolegle przez niespełna trzy lata pracowałam jako psycholog w Domu Dziecka – opowiada Mariola Mielniczuk, która wiosną tego roku odeszła na emeryturę.
Zna kilka kobiet, zajmujących w więziennictwie stanowiska takie, jak ona, ale przyznaje, że stanowią one zdecydowaną mniejszość. Płeć w szefowaniu więzieniem bywa pomocna, ale jednocześnie może też komplikować pracę.
– W zdominowanym przez mężczyzn środowisku bycie kobietą pomaga z pewnością w sferze komunikowania się – mężczyźni raczej nie mówią o tym, co im nie odpowiada, bo trochę się krępują – ocenia Mielniczuk.
Opowiada, że doświadczyła dobrej, a czasami wręcz modelowej współpracy zarówno z kobietami jak i mężczyznami. – Doświadczyłam też komplikacji przy rozwiązaniu problemu, kiedy partnerem w relacji był mężczyzna i kiedy była to kobieta. Nie zawsze, i nie wszystkie kobiety stosują emocjonalny styl zarządzania i komunikowania się. Być może stajemy się bardziej androgyniczne, a więc i bardziej elastyczne, otwarte, partnerskie.
Pytana o najbardziej satysfakcjonujące momenty pracy zawodowej odpowiada, że łączą one z relacjami z ludźmi, sukcesami pracowników, pokonywaniem codziennych trudności. A kiedy bywało nerwowo, pani dyrektor odreagowywała stres przy muzyce, książce, filmie. Relaksuje ją też kontakt z przyrodą i prowadzenie auta. W wolnym czasie bardzo lubi też podróżować.
Jest przekonana, że współczesne kobiety mają wystarczające kwalifikacje, aby piastować wysokie stanowiska. – Wchodzenie na rynek pracy osób z młodego pokolenia mającego inne oczekiwania, inaczej nastawionego i przygotowanego do zawodowego życia, może wymusić większą uwagę na relacje w pracy. Siłą rzeczy będzie to wymagało od kadry zarządzającej empatii, umiejętności komunikowania się, subtelności w odbiorze komunikatów, a te cechy są domeną kobiet – argumentuje Mariola Mielniczuk.
A co na to mężczyźni?
– Żadnej z pań z Hrubieszowa nie poznałem osobiście. Dyrektor Jarosińską miałem okazję widzieć jedynie podczas wideokonferencji – mówi Tomasz Kwiatkowski, dyrektor szpitala w Biłgoraju. Przyznaje, że on sam „ma szczęście do kobiet”, bo otaczają go z reguły te aktywne i kreatywne. Uważa, że kobiety są z natury predystynowane do zarządzania, choćby dlatego, że mają umiejętność chronienia siebie i swojego otoczenia. – Nie są tak brutalne, jak mężczyźni, którym często uderza testosteron, ale są konsekwentne i nieugięte w swoich postanowieniach – tłumaczy. Wspomina swoją dawną młodą współpracownicę, w której od razu dostrzegł „to coś”, a która dzisiaj jest dyrektorką szpitala klinicznego w Lublinie i jeszcze jedną, która zrezygnowała z kariery naukowej, ale za to robi ogromną w biznesie. Bardzo chwali swoją obecną szefową pediatrii. – To kobieta mądra, zdecydowana, wie czego chce i osiąga swoje cele.
Dobrą opinię o szefowej hrubieszowskiej policji ma jej przełożony nadinspektor Artur Bielecki: – Pani komendant Pawluk cieszy się dużym szacunkiem wśród policjantów i przełożonych. Jest zdyscyplinowana i rzetelnie, z zaangażowaniem realizuje powierzone obowiązki – ocenia komendant wojewódzki policji. Przekonuje, że praca Wioletty Pawluk w żadnym stopniu nie obiega od pracy mężczyzn zajmujących równorzędne stanowiska. Ale też zastrzega, że przy ocenie pracy funkcjonariuszy na różnych stanowiskach ich płeć nie ma żadnego znaczenia. Liczy się zaangażowanie i efekty.
Prezydent Zamościa Andrzej Wnuk, spośród wszystkich hrubieszowskich „szefowych” najwięcej kontaktów miał z burmistrz Majewską. – To profesjonalna osoba – mówi. Dodaje, że generalnie bardzo wysoko ocenia pracę kobiet na stanowiskach kierowniczych (w zamojskim magistracie wydziałami kobiety kierują „pół na pół” z mężczyznami). – Są sumienne i zdyscyplinowane, często przewyższają wiedzą facetów – chwali podwładne prezydent Zamościa. Na swoje zastępczynie wybierał zresztą kobiety. Najpierw była to Magdalena Dołgan (obecnie prezes ZGL), później Małgorzata Bzówka (obecnie prezes PGK), a teraz wiceprezydentem Zamościa jest prawniczka Anna Maria Antos.