Rozmowa z Wojciechem Magusiem, politologiem i medioznawcą z UMCS
• Krzysztof Żuk wygrał w pierwszej turze. Co o tym zdecydowało?
– W przypadku Żuka zdecydowała trafna strategia podkreślająca dotychczasowe dokonania. Lublin w ciągu jego dwóch kadencji zmienił się bezdyskusyjnie. Na każdym kroku mieszkańcy mogą te zmiany zauważyć, począwszy od rewitalizacji Ogrodu Saskiego, przez plac Litewski, kończąc na lepszym skomunikowaniu dzielnic.
Konkurenci na tle doświadczonego samorządowca mieli dużo trudniejsze zadanie i nie mieli tylu argumentów, by przekonać mieszkańców do swoich racji.
• 31 proc. dla kandydata PiS to dobry rezultat?
– Ten wynik nie odzwierciedla poparcia, jakie Prawo i Sprawiedliwość miało w ostatnich wyborach parlamentarnych, można go więc uznać za względnie niekorzystny. Względnie, bo pamiętajmy, że frekwencja w Lublinie była o prawie jedną trzecią wyższa niż cztery lata temu. Wtedy kandydat PiS Grzegorz Muszyński zdobył mniejsze poparcie.
• Pojawiły się głosy, że mimo porażki Sylwester Tułajew wzmocnił swoją pozycję w PiS przed przyszłorocznymi wyborami parlamentarnymi. Można się z tym zgodzić?
– Na pewno wzmocnił swoją pozycję. Już sam start był aktem odwagi. Zmierzył się z trudnym wyzwaniem, jakim jest konkurowanie z prezydentem o ugruntowanej pozycji. Poseł Tułajew próbował poszerzyć swój elektorat, chociażby łagodząc język. Minusem było unikanie debat – pod tym względem jego aktywność była precyzyjnie selekcjonowana.
• Drugi sukces Żuka to uzyskanie zdecydowanej większości w Radzie Miasta.
– Jest to niewątpliwie duży komfort, ale też odpowiedzialność. Nie będzie wymówek związanych z koniecznością szukania porozumienia. Komitet pozbawiony łatki partyjnej w wyborach lokalnych sprawdził się. Mieszkańcy pokazali, że spór polityczny aż tak bardzo nie wpływa na ich decyzje.
• W innych miastach prezydenckich w regionie możemy mówić o niespodziankach?
– Ewenementem w skali kraju wydają się być Puławy, gdzie urzędujący prezydent startujący z własnego komitetu Janusz Grobel zmierzy się z niezależnym radnym Pawłem Majem. Widoczna w całej Polsce polaryzacja nie dotknęła tego miasta. Porażka kandydatów PiS i Koalicji Obywatelskiej świadczy o tym, że mieszkańcy uznali, ze warto postawić na sprawdzonego kandydata, na którego głosowali wielokrotnie albo wybrać coś nowego.
• Frekwencja w Lublinie i całym regionie przekroczyła 54 proc. Dlaczego tak licznie poszliśmy do urn?
– Jeśli chodzi o wybory samorządowe to jest ona imponująca. W Lublinie cztery lata temu wyniosła ok. 40 proc. To właśnie te 30 tys. „dodatkowych” osób wpłynęło na wysoką frekwencję w całym województwie. Wydaje mi się, że wpłynęło na to zaostrzenie krytyki kampanijnej PiS-u pod adresem kandydatów opozycyjnych czy spot antyuchodźczy, w którym ostrzegano przed wyborem tych „złych”. A jedną z przesłanek, choć to może wydać się banalne, mogła być także ładna pogoda.
Rozmawiał Tomasz Maciuszczak