W piątek przed Sądem Rejonowym w Białej Podlaskiej miał ruszyć głośny proces dotyczący transportu tygrysów. Sprawę jednak odroczono, bo obrońca lekarzy weterynarii zachorował na Covid–19.
W 2019 roku o wycieńczonych tygrysach, które utknęły na polsko–białoruskiej granicy, usłyszał cały świat. Jedno ze zwierząt transportu nie przeżyło. W piątek na ławie oskarżonych powinni zasiąść: rosyjski organizator transportu, dwóch włoskich kierowców i dwóch lekarzy weterynarii z Koroszczyna. Żaden z nich w sądzie się nie stawił. A obrońca Polaków zachorował na Covid–19, dlatego sędzia Barbara Wójtowicz pierwszą rozprawę odroczyła.
– Od wniesienia aktu oskarżenia nic się nie zmieniło. 5 osób usłyszało zarzuty – mówi prokurator Andrzej Wójcik z Prokuratury Okręgowej w Lublinie. – Rosjanin i Włosi odpowiedzą za znęcenie nad tygrysami. Nie zapewnili im odpowiednich warunków w trakcie podróży, doprowadzili do ich cierpienia i pogorszenia dobrostanu– tłumaczy Wójcik. Z kolei, lekarze Jarosław N. i Eugeniusz K. są oskarżeni o niedopełnienie swoich obowiązków. Zdaniem śledczych, wiedząc o długotrwałym transporcie tygrysów i o tym, że nie mają odpowiedniej dokumentacji, Jarosław N. „zaniechał sprawdzenia ich stanu zdrowia i podjęcia działań, które mogłyby ulżyć ich cierpieniu”.
Żaden z oskarżonych nie przyznaje się do winy. Wszystkim grozi do 3 lat więzienia. Kilka dni temu, Jarosław N. powiedział nam, że czuje się w 100 procentach niewinny i na taki wyrok liczy.
Z kolei, adwokat Błażej Więcław, obrońca Rosjanina Rinata V., tłumaczy, że jego klient nie był organizatorem transportu. – To nie on dobierał klatki ani samochód. Wszelkie dokumenty wydano na terenie Włoch i to tam urzędnicy dopuścili taki transport – zauważa mecenas. Przypomina też, że w planach był postój w Brześciu i rozładunek tygrysów na przerwę. – Ale do tego nie doszło, bo białoruscy pogranicznicy odmówili wjazdu – zaznacza. Służby białoruskie stwierdziły bowiem braki w dokumentach. – Do tej nieszczęsnej sytuacji doszło dlatego, że w Koroszczynie nie ma odpowiedniego miejsca dla takich zwierząt. – dodaje Więcław. Rinat V. nie stawił się w sądzie, bo z uwagi na obecną napiętą sytuację geopolityczną, nie mógł otrzymać wizy.
Zajmująca się prawami zwierząt fundacja Viva! jest oskarżycielem posiłkowym w tej sprawie. – Kontrola stanu zwierząt na granicy była przeprowadzona w sposób skandaliczny– nie ma wątpliwości mecenas Katarzyna Topczewska. – Gdyby nie dobra wola ogrodów zoologicznych m.in. w Poznaniu, tygrysy umierałyby na granicy. Wiem, że dopiero teraz podjęto systemowe rozwiązania, by taki azyl dla zwierząt w ogóle stworzyć– przyznaje Topczewska. W jej ocenie, cierpienie zwierząt były ewidentne. – One były poupychane w klatkach, nie miały szans na naturalną pozycję. Do niektórych w ogóle nie było dostępu. Ciężarówka była przeznaczona do przewożenia koni, a nie tygrysów– stwierdza pani mecenas. Zwierzęta najpierw trafiły do poznańskiego ZOO, a później część z nich znalazła swój nowy dom w specjalnym azylu w Hiszpanii.
Rozprawę odroczono do 31 marca.