Gmach partii przy ul. Partyzantów miał być okazały. Budowę jednak wstrzymano, gdy zmieniły się wiatry polityczne. Od dziesiątków lat straszy ona mieszkańców Zamościa. Nie wygląda na to, że coś się może w najbliższym czasie zmienić.
A miało być pięknie. W 1969 r. powstał szeroko dyskutowany na łamach krajowej prasy pomysł budowy tzw. Nowego Centrum w Zamościu. Na ok. 19 ha między ul. Partyzantów, Peowiaków i Wyszyńskiego planowano wybudować nowoczesne centrum usługowo-handlowe. Zaprojektował go zespół architektów pod kierunkiem Jacka Jedynaka.
Nowe Centrum miało nawiązywać do układu urbanistycznego zamojskiego Starego Miasta. Przy placu centralnym miały stanąć dwa kina na 800 miejsc, domy towarowe oraz… teatr dramatyczny. Przy bocznych ulicach zaplanowano też hotele, banki, komendę milicji oraz połączone dworce PKS i PKP ze schowaną w tunelu linią kolejową. Nad wszystkim miał górować 20-piętrowy wieżowiec Miejskiej Rady Narodowej.
Zmieniły się polityczne wiatry i takie centrum nigdy nie powstało. Jednak nie wszystko przepadło. Udało się postawić m.in. dom kultury, budynek milicji oraz rozpoczęto budowę gmachu partii przy ul. Partyzantów.
– Ten budynek zaczął powstawać pod koniec lat 70. – ocenia Piotr Kurzępa, przewodniczący zamojskiego os. Partyzantów, opozycjonista z lat 80. – Wpakowano tam mnóstwo betonu i stali. Podobno są tam dwa piętra piwnic i schron atomowy. Gdy upadł komunizm, budowę wstrzymano. I co? Od ponad 20 lat straszy mieszkańców miasta.
Ul. Partyzantów jest jedną z najważniejszych arterii w mieście, a ruiny gmachu partii straszą akurat w jej najważniejszym punkcie (m.in. naprzeciwko Zamojskiego Domu Kultury). Stoją na ponad pół hektarowej działce, za chylącą się we wszystkie strony drucianą siatką. Całość wygląda obskurnie.
Teren należy wprawdzie do Skarbu Państwa, ale jego zarządcami są Poczta Polska oraz TP S.A. Nie mogą jednak majątkiem dysponować.
– Dawni właściciele gruntów domagają się ich zwrotu – tłumaczy Krzysztof Stopyra, dyrektor Wydziału Geodezji i Gospodarowania Nieruchomościami zamojskiego UM. – Sprawy toczą się w trybie administracyjnym. Część działek udało się odebrać. Jednak te procedury są czasochłonne.
Czy "zaniechany” gmach partii pójdzie w prywatne ręce?. – Póki co, tego budynku oraz gruntów bezpośrednio przylegających to nie dotyczy – wyjaśnia dyrektor Stopyra. – Niewykluczone, że to się może jednak zmienić. Ale sytuacja jest patowa.