Policja odnalazła detektor przemytu, który rok temu zawieruszył się celnikom na przejściu granicznym w Hrebennem.
Odetchnęli celnicy, którym parę miesięcy temu postawiono zarzut niedopełniania obowiązków służbowych i udaremnienia prowadzenia postępowania karnego. Kierownika oddziału celnego i ośmiu kierowników zmiany zawieszono na trzy miesiące w pełnieniu obowiązków służbowych. - Śledztwo zostanie zakończone w tym roku - zapewnia Jerzy Piechnik, szef Prokuratury Rejonowej w Tomaszowie Lubelskim. - Gdy zginęło urządzenie, trwała kompleksowa przebudowa przejścia.
Prokuratura może oskarżyć celników albo umorzyć prowadzone postępowanie. Bardziej prawdopodobna wydaje się druga opcja, bo trudno winić tylko tę dziewiątkę za brak prawidłowego nadzoru i bałagan, który panował wówczas na przejściu. Z zamieszania skorzystał mieszkaniec Lublina. - Postawiliśmy mu zarzut przywłaszczenia znalezionej rzeczy - informuje prokurator Piechnik. - Grozi za to do roku pozbawienia wolności.
Celnicy, po trzymiesięcznej karencji, powrócili już do pracy. - Ale pełnią służbę już w innych oddziałach - zaznacza Marcin Czajka z Izby Celnej w Białej Podlaskiej.
Przypomnimy, że warty 41 tys. zł detektor przemytu, przy pomocy którego można zlokalizować ukrytą w skrytkach samochodu kontrabandę, ostatni raz używany był przez celników w październiku ub.r. Od tamtej pory nikt go nie widział, choć - jak ustaliła prokuratura - formalnie był na stanie, a więc kolejne służby dyżurne go "zdawały” i "przejmowany”. Dopiero w marcu powiadomiono organy ścigania o zniknięciu sprzętu.
Wkrótce po tym na przejście w Hrebennem ściągnięto detektor przemytu z Dorohuska.