Zrealizować biznesowy pomysł nie jest łatwo. Zwłaszcza, jeśli jest się bezrobotnym. Wojciech Olszewski, mieszkaniec podzamojskiej Zawady dowiódł, że nie warto się poddawać. Wystarczy upór i konsekwencja, żeby swoje marzenia wprowadzić w życie.
– W Zamościu, a nawet regionie brakuje restauracji wegetariańskich – tłumaczy Wojciech Olszewski. – Myślę, że to luka na rynku. Ludzi, którzy nie jedzą mięsa jest przecież wielu. Zresztą nie brakuje także sympatyków wegetariańskich potraw. Niestety, taka restauracja, to bardzo poważne przedsięwzięcie. A urzędnicy młodym przedsiębiorcom niekoniecznie pomagają.
Anglicy nauczyli go fachu
Olszewski jest ekonomistą (skończył WSZiA w Zamościu, a potem lubelski UMCS). Przez kilka lat pracował jako wykładowca w jednej z biłgorajskich uczelni. Zarabiał niewiele. Dlatego musiał wyjeżdżać "za chlebem” do pracy za granicę. Zajmował się m.in.... psami niemieckiego przedsiębiorcy. Pracował także w dużych angielskich restauracjach, niedaleko Londynu. – Nazywały się "Villa deste” i "Cambio” i słynęły z wysokiego poziomu – podkreśla Olszewski. – Byłem kelnerem, a potem awansowałem na szefa sali w jednej z nich. Interesuję się kuchnią i wiele udało mi się podpatrzeć. Nauczyłem się przygotowywania deserów, sałatek, serwowania win... Wszystkiego. Chcę to wykorzystać.
Wymyślił, że jego restauracja musi być wegetriańska i powinna powstać w Zamościu. Dlaczego? – Często zamawiam dania wegetariańskie w restauracjach, ale nigdy nie jestem pewien, co otrzymam – tłumaczy. – Wybieram np. pierogi z serem, a dostaję owszem takie pierogi, ale ze skwarkami. Reklamuję i po chwili dostaję te same pierogi, ale... umyte. A to nie jest już danie wegetariańskie.
Jego wątpliwości budzą też restauracyjne naczynia, czy m.in. stół, na którym są takie dania przygotowywane. – Często dania wegetriańskie i mięsne są przygotowywane w tych samych miejscach – mówi. – To jest wbrew sztuce kulinarnej.
Mury się pocą, inwestor czeka
Obiekt wyremontowano ostatnio za unijne pieniądze, a potem ogłoszono przetargi dla przyszłych najemców.
Według wytycznych miejskich urzędników powinna tam funkcjonować galeria, trasa turystyczna i niewielka restauracja. Wszystko miał "obsługiwać” jeden najemca. Nic dziwnego, że chętnych było jak na lekarstwo.
Prowadzenie galerii i utrzymywanie niewielkiej trasy turystycznej nie może być w Zamościu dochodowe. Miłośników sztuki jest tutaj jak na lekarstwo. Zamojscy urzędnicy uparli się jednak, żeby w odnowionych obiektach prezentować sztukę.
– Magistrat długo nie mógł znaleźć najemcy na Nową Bramę Lubelską – mówi Olszewski. – W sumie jest tam 370 mkw. powierzchni. Restauracja może zajmować zaledwie ok. 30 mkw.! Jak to wszystko utrzymać? Długo biłem się z myślami, ale w końcu stanąłem do przetargu i wygrałem. I wtedy zaczęły się kłopoty.
Okazało się, że wyremontowany za unijne pieniądze obiekt daleki jest od ideału. Sufity i ściany były wilgotne i kapała z nich woda. Świeża farba z galerii zaczęła odłazić całymi płatami, a drewniane drzwi tak się wypaczyły, że najpierw nie można było ich otworzyć, a potem zamknąć.
– Było wiele błędów – mówi Olszewski. – Położono np. na stare mury tynki. Komisje, które tu przychodziły, dziwiły się, że to wbrew sztuce, bo takie mury muszą oddychać. Zabrakło też drzwi od strony kurtyny, a kraty z okien wypadały. Rozpacz. Choć lokal mam od czerwca, ciągle nic nie mogę w nim robić.
Kucharz z Internetu
– W międzyczasie dostałem 18 tys. zł dotacji z Powiatowego Urzędu Pracy na rozpoczęcie działalności gospodarczej – mówi Olszewski. – Ten urząd podszedł do mnie bardzo życzliwie i bez uwag przyjął mój projekt. Ale dofinansowanie obwarowane jest wieloma rygorami. Wystarczy przekroczyć terminy i można je stracić. A ja nie mogę do tego dopuścić!
Pieniądze z PUP dały mu jednak zastrzyk energii. Okazało się, że marzenie bezrobotnego inteligenta może się spełnić. Zabrał się do pracy.
Wymurował ścianę w magazynku, zabrał się za malowanie, zamówił restauracyjne stoły i ławy oraz lodówki i cały sprzęt. Kłopot był tylko z pracownikiem.
– Dlatego o moim pomyśle napisałem na forum www dla wegetarian – opowiada. – Zaraz zgłosił się 34-letni Marcin Sienkiewicz z Warszawy, kucharz. Pomysł tak mu się spodobał, że postanowił wraz z rodziną... przeprowadzić się na Roztocze. To wegetarianie. Już sprzedali warszawskie mieszkanie i kupują dom niedaleko Sułowa. Marcin będzie u mnie pracował, a jego żona zajmie się m.in. ekologicznym gospodarstwem, które chcą założyć.
– W Warszawie trudno żyć ekologicznie i zdrowo – dodaje Marcin. – Od dawna szukaliśmy takiej okazji.
Za każdy metr swojej restauracji Olszewski będzie płacił miesięczny czynsz w wysokości 15 zł. W sumie pochłonie to 3,5 tys. zł. Musi też płacić pensję kucharzowi.
– Już wydałem mnóstwo pieniędzy – martwi się Olszewski. – Z niepokojem zaglądam na konto w banku.
Owca cała, a wilki… niech jedzą mięso
– To jest naprawdę budujące – mówi pan Wojtek. – Pomagają w remontach, mają pomysły na aranżacje wnętrz, restauracyjne menu i wystawy w galerii. Świetnie!
Restauracja ruszy na początku września. Będzie nosiła nazwę "Owca cała”. Olszewski wraz ze swoim kucharzem chcą serwować wyłącznie zdrowe, wegetariańskie jedzenie.
Będzie można tutaj zjeść naleśniki z warzywami, kotlety z białka sojowego, ser tofu, smaczne falafele, kofty, somosy, wegetariańskie sushi oraz napić się soków ze świeżych owoców, warzyw i brzozy.
Zaplanowano też mnóstwo sałatek z kiełkami. Zamiast kawy będzie serwowana yerba oraz tzw. żywe piwo (jest nie pasteryzowane). – Ma być ładnie, smacznie, zdrowo i tanio – tłumaczy pan Wojciech. – Tylko tak będę mógł sobie zaskarbić życzliwość klientów.
Po otwarciu restauracji, jeszcze jesienią, ruszy galeria i zostanie otwarte przejście w kurtynie. Są już pomysły na wystawy.
Wspólnie z Archiwum Państwowym w Zamościu młody przedsiębiorca zamierza otworzyć stałą ekspozycję fotografii zabytków i mieszkańców Hetmańskiego Grodu.
Marzy mu się także wystawa prac Edmunda Monsiela, znanego na całym świecie, a zapomnianego na Zamojszczyźnie artysty-plastyka z Wożuczyna oraz duża ekspozycja obrazów Macieja Sęczawy, znakomitego malarza, nauczyciela PLSP w Zamościu.
Pan Wojtek swoim zapałem potrafi zarazić innych.
– Także jestem wegetarianinem i bardzo cieszę się z powstania tej restauracji – mówi Maciej Sęczawa. – Na pewno będą jej stałym klientem. A wystawa moich prac, to fajny pomysł. Znam też innych plastyków… Oni też chętnie zaprezentują tam swój dorobek.
WIĘCEJ W CZWARTKOWYM DODATKU NASZE ZAMOJSKIE