Aż o pięć godzin przedłużył się powrót podróżnych, którzy w niedzielny wieczór chcieli się dostać pociągiem z Suśca do Lublina. – To nie do pomyślenia – opowiada wzburzona pasażerka. Kolej tłumaczy, że skumulowały się jej awarie.
To miała być miła wyprawa na Roztocze i z powrotem. Miała być, ale głównym wspomnieniem stał się wieczorny powrót pociągiem do Lublina. A właściwie powrót, który miał być wieczornym, a stał się niemal całonocnym.
Pociąg, który miał zabrać pasażerów do Lublina, rozpoczynał kurs w Jarosławiu. Tuż po godz. 18 powinien być w Suścu, gdzie czekała na niego nasza Czytelniczka, pani Justyna.
Oczekiwanie mocno się przedłużyło. – Już na początku był komunikat, że pociąg będzie opóźniony o 40 minut, a potem to opóźnienie tylko się zwiększało – relacjonuje pani Justyna. – Co najmniej przez dwie godziny nikt nie podjął decyzji o tym, że należy załatwić zastępczy transport.
Podróżni byli w kropce. – Bo z Suśca nie można się inaczej wydostać. A przecież wiadomo, że na Roztocze jadą ludzie z rowerami i hulajnogami i dla nich nie ma innego środka transportu niż pociąg – podkreśla nasza Czytelniczka.
Po długim oczekiwaniu do Suśca dotarł zastępczy szynobus. Ale wcale nie ruszył w stronę Lublina, tylko… zaczął jechać w przeciwnym kierunku, czyli w stronę Jarosławia. Okazało się, że wysłano go na spotkanie z pociągiem, który pierwotnie miał zabrać pasażerów.
– Doszło do awarii taboru – wyjaśnia Zofia Dziewulska, rzeczniczka lubelskiego zakładu spółki POLREGIO, obsługującej pechowy kurs. – Pociąg z Jarosławia został początkowo naprawiony przez maszynistę, ale w czasie jazdy wynikła następna awaria. Dlatego podjęto decyzję, żeby sprowadzić ten pojazd.
Zastępczy szynobus, który zabrał pasażerów z Suśca, pojechał po ten uszkodzony, żeby go holować.
– Cała podróż trwała bardzo długo, było bardzo głośno, szynobus klekotał, nie dało się zdrzemnąć, komunikaty w kółko się powtarzały. Do tego w zastępczym szynobusie nie było kontaktu, żeby podładować rozładowujące się telefony – mówi pani Justyna. – Pochwalić mogę tylko dyżurnego ruchu w Suścu, bo podawał nam komunikaty.
Podróżni, którzy zgodnie z rozkładem jazdy powinni dotrzeć do Lublina na godz. 21.02 dotarli do celu minutę przed godziną 2 w nocy. – Jak na te czasy, to sytuacja jest nie do pomyślenia – ocenia nasza Czytelniczka.