Lekarz ze Starachowic podszywał się pod specjalistę Polikliniki MSWiA. A jego asystentka wciskała pacjentom fiolkę z medykamentem za 110 zł. Tymczasem były to witaminy za niecałe 10 zł. Oszustów zatrzymała policja.
że w MSWiA nic nie wiedzieli o wyjazdowych badaniach.
Do zorganizowanego w HDK gabinetu lekarskiego funkcjonariusze wkroczyli w ostatni piątek. Lekarz podający się za chirurga zdążył przyjąć trzech pacjentów. – Badania były przeprowadzane za pomocą niedużego urządzenia produkcji rosyjskiej lub ukraińskiej, podłączonego do laptopa – informuje podinspektor Ryszard Wasiak, naczelnik sekcji kryminalnej Komendy Powiatowej Policji w Hrubieszowie. – Pacjent otrzymywał wydruk z wynikami i wykresami.
Zdaniem policji, stosowana przez chirurga ze Starachowic metoda badań nikomu nie jest znana, a urządzenie na pewno nie jest używane w diagnostyce chorób. Tę opinię muszą teraz potwierdzić specjaliśći z Zakładu Medycyny Sądowej Akademii Medycznej.
Towarzysząca chirurgowi kobieta zachęcała do zakupienia leków. Fiolka z pastylkami kosztowała 110 zł. Żaden z pacjentów jej nie kupił. I dobrze, bo jak stwierdzili później farmaceuci, to były zwykłe witaminki, w każdej aptece tańsze 10–15 razy.
37-letni lekarz i o sześć lat młodsza od niego asystentka z Rzeszowa trafili do Policyjnej Izby Zatrzymań. Chirurg przyznał, że nie jest pracownikiem Polikliniki MSWiA. Zaznaczył jednak, że o rozwieszonych na mieście ogłoszeniach nic nie wiedział. Dorobienie paru groszy zaproponował mu nieznany mieszkaniec Mazowsza. Podobnie tłumaczyła się kobieta. Policjantom wyznała, że nie znała wcześniej chirurga. Policja postawiła im zarzut oszustwa. – Bo wprowadzili pacjentów w błąd – tłumaczy Wasiak. – Za taki czyn grozi do 8 lat pozbawienia wolności.