Mieszkańcy Lubyczy Królewskiej nie chcą, żeby w budynku byłego internatu zamieszkali uchodźcy z Bliskiego Wschodu. Tłumaczą, że schronienie znaleźli tam kilka lat temu uchodźcy z Czeczenii i Gruzji, którzy pozostawili po sobie bardzo złe wrażenie.
Czytaj Dziennik Wschodni bez ograniczeń. Sprawdź naszą ofertę
Informacja o tym, że na Zamojszczyźnie mają zamieszkać Syryjczycy wyszła od starosty tomaszowskiego. Kiedy urząd wojewódzki spytał, czy na jego terenie są budynki, w których można zakwaterować powyżej 50 osób wskazał internat po zlikwidowanym Zespole Szkół nr 6 w Lubyczy Królewskiej.
– Dlaczego Lubycza znowu staje się miejscem zsyłki niechcianej grupy ludzi? Nie chcemy tego i boimy się – denerwuje się pani Zofia, mieszkanka Lubyczy. – Uchodźcy to głównie młodzi mężczyźni. Doskonale pamiętam, jak Czeczeńcy, których zakwaterowano w internacie naszej „Rolniczanki” pokupowali sobie samochody i rozbijali się nimi po całej gminie. Ludzie do rowów uciekali, żeby nie skończyć pod kołami. A jak tymi samochodami jeździli, to też po drodze szabrowali. Nawet warzywa z przydomowych ogrodów kradli.
– Temat uchodźców bardzo poruszył ludzi – przyznaje Marek Kellner, sekretarz Urzędu Gminy Lubycza Królewska. – Rozmawiają o tym na wszystkich wiejskich spotkaniach. Przychodzą też z pretensjami do nas, mimo że budynek nie należy do nas tylko do starostwa i wszystko rozgrywa się poza nami.
Kellner przyznaje, że obawy rozumie, bo sam pamięta gdy 150 Czeczeńców zamieszkało w internacie.
- To ludzie odmiennej kultury, przez co było dużo problemów. W internacie porządku musieli pilnować ochroniarze, bo dochodziło do karczemnych kłótni. Codziennie przyjeżdżała tam policja. Bardzo często były także karetki pogotowia – mówi. – Młodzi Czeczeńcy jeździli też na pobliskie dyskoteki. Tam też dochodziło do awantur. Nic dziwnego, że ludzie się boją.
Starostwa powiatu tomaszowskiego przyznaje, że o awanturach słyszał.
– Ludzi w oczy kłuło też, że uchodźcy dostawali dużo pieniędzy i mnóstwo żywności. Potem handlowali konserwami i serami na bazarze – przyznaje Jan Kowalczyk. – Mieszkańców to oburzało. Pamiętają to do dziś i uchodźców z Syrii nie chcą. Niedawno jedna z mieszkanek Lubyczy zarzuciła mi, że nie dbam o ich bezpieczeństwo otwierając szeroko ramiona na przyjęcie uchodźców. Właśnie tak powiedziała.
Starosta tłumaczy jednak, że Syryjczycy do Lubyczy Królewskiej nie trafią.
– Ale podkreśliłem też, że nie można myśleć o natychmiastowym ulokowaniu tam ewentualnych uchodźców – tłumaczy. – Budynek przeszedł termomodernizację, a ponieważ szkoła przy nim została zlikwidowana, nie jest nam potrzebny i w przyszłym roku chcemy go sprzedać. Poza tym, żeby zamieszkali tam ludzie, trzeba byłoby przeprowadzić remont. My w środku nic nie robiliśmy, bo doszliśmy do wniosku że przyszły najemca sam dostosuje go do swoich potrzeb. Zwłaszcza w zimie nie można byłoby tam mieszkać bez remontu, bo stara kotłownia węglowa nie nadaje się do rozruchu.