Najwięcej chętnych do pracy jest w zamojskim Powiatowym Urzędzie Pracy. O stanowisko młodszego referenta ubiega się tam aż 80 osób. Oblegany jest też m.in. magistrat i starostwo. Trochę luźniej jest w gminach.
Karol Garbula jest specjalistą m.in. od komunikacji społecznej. Studiował na krakowskiej AGH. Aby zostać zamojskim urzędnikiem, musiał stanąć do konkursu. Startowało w nim 7 osób. Wygrał. W ciągu zaledwie kilku lat awansował aż o dwa szczeble i jest teraz urzędniczym podinspektorem.
O takim starcie wielu młodych ludzi może tylko poważyć. W Zamościu jest dokładnie 4 tys. 135 bezrobotnych z czego aż 603 osoby mają dyplomy wyższych uczelni.
Ich CV i listy motywacyjne leżą we wszystkich urzędach. Najbardziej oblegane jest stanowisko młodszego referenta.
W zamojskim "pośredniaku” o każdy taki skromny etat stara się 80 osób.
– Sytuacja na rynku lokalnym nie jest najłatwiejsza – mówi Jan Kozyra, dyrektor PUP w Zamościu. – Praca w administracji jest stabilna, a pensje są wypłacane w terminie. W prywatnych firmach bywa z tym różnie. Nasi pracownicy mają też otwartą drogę do awansu i mogą podnosić kwalifikacje.
W niektórych wydziałach UM o każde miejsce ubiega się 60 osób.
– O takie posady starają się głownie studenci, lub absolwenci wyższych uczelni – tłumaczy Otylia Młynarska-Chojnowska, dyrektor Organizacyjno-Administracyjnego zamojskiego UM. – Mają oni odpowiednie wykształcenie, ale nie zdobyli np. stażu pracy. Aby zostać młodszym referentem, nie jest on wymagany.
– U nas o takie stanowisko stara się ponad 20 osób – dodaje Jerzy Zawadzki, sekretarz Starostwa Powiatowego w Zamościu. – Gdy potrzebne kwalifikacje np. w dziedzinie budownictwa, do konkursów staje po kilka osób.
Ile zarabia początkujący urzędnik? – 1,5 tys. brutto – mówi dyrektor Kozyra. – W UM dostają więcej o 500 do 600 zł.
31-letni mieszkaniec Zamościa jest absolwentem jednej z zamojskich uczelni. Jest bezrobotny, ale marzy o założeniu własnej restauracji. Szukał pracy gdzie się tylko dało. Także w urzędach.
– Młodzi ludzie chcą się gdzieś zahaczyć – tłumaczy. – Taka proza życia… Składają podania w urzędach, bo gdzieś pracy trzeba szukać… I one tona w przepastnych biurkach.
Dlaczego? – Wystarczy popatrzeć na zamojskich dyrektorów – kwituje. – Niektórzy siedzą na stołkach po kilkadziesiąt lat. Nie straszne im np. zmiany ustrojowe. Młodzi są dla nich zagrożeniem. Przemawia przeze mnie gorycz, ale taka jest prawda.