Rozbudowa sklepu wraz z małą gastronomią pochłonęła ponad 200 tys. złotych. Ale wszystko może pójść na marne, bo wójt cofnął zezwolenie na sprzedaż alkoholu. – Za tym stoi konkurencja – podnosi właścicielka sklepu w Nabrożu.
O jego cofnięcie zwróciła się Rada Rodziców nabroskiej szkoły, a za nią Rada Sołecka. Powód? Sklep stoi blisko Zespołu Szkół Podstawowo-Gimnazjalnych i Miejsca Pamięci Narodowej, a jego klienci zaczepiają po pijaku uczniów, przeklinają i sikają, gdzie im się podoba. – To godzi w prawidłowy rozwój naszych pociech – czytamy w piśmie Rady Rodziców.
Podpisał je m.in. przewodniczący rady Kazimierz Warenica, który jest także sołtysem, a przede wszystkim właścicielem konkurencyjnego sklepu. – Widocznie komuś przeszkadzała taka lokalizacja – mówi.
Ale konkurencja utrzymuje, że to była jego "sprężyna”. – Przez 40 lat nikomu nie przeszkadzało, że w sklepie sprzedawano alkohol, a teraz podnosi się alarm – podnosi pani Tarcz. – U nas nigdy nie było zakłócania porządku, co innego u nich.
Wie coś o tym Artur Żukowski. – Po prostu zostałem tam pobity – opowiada. – W sklepie pani Tarcz panuje porządek, nie ma bójek i awantur. – Nie ma też picia alkoholu na miejscu – dodaje ekspedientka Ewelina Skop.
Jej pracodawczyni podnosi, że jest szkalowana przez konkurencję. – Chcą mnie zniszczyć, dlatego podpuszczają klientów – mówi pani Jadwiga.
Sklep niedawno został obrzucony jajkami. Wcześniej wybijane były szyby. – To my z żoną dostajemy policzki – odparowuje pan Kazimierz.
Sięga po zeszyt, w którym zapisuje, kiedy i jak go nazwała konkurentka”: "Ty łachmaniarzu” powiedziała 13 listopada i to dwa razy – czyta. – Trzeba będzie sprzedać sklep, a wtedy problem sam się rozwiąże – nie kryje goryczy jego żona Maria.
Po Nabrożu krążyły dwie listy. Jedni podpisywali się za cofnięciem zezwolenia na sprzedaż napojów wyskokowych w sklepie Jadwigi Tarcz, drudzy stanęli w jej obronie. Obie listy trafiły na biurko wójta Łaszczowa, który po rozpatrzeniu sprawy podjął decyzję o cofnięciu zezwolenia.
Oparto się głównie na zeznaniach dwóch świadków, którzy oświadczyli, że pili alkohol na terenie sklepu (śledczy na wniosek pani Tarcz badają, czy nie doszło do składania fałszywych zeznań – red.). Inni zeznali, że widzieli klientów spożywających na miejscu alkohol.
– Codziennie przychodzę rano po chleb, ale niczego mocniejszego nie piję, bo leczę się na nadciśnienie – mówi Mieczysław Rudnik.
Samorządowe Kolegium Odwoławcze w całości uchyliło decyzję wójta, którego uwadze mógł umknąć konflikt wśród mieszkańców wioski i wynikające z tego rozbieżne zeznania świadków. Poza tym, żeby cofnąć zezwolenie trzeba udowodnić, że spożywany w sklepie przez klientów alkohol był tam zakupiony.
– Dlatego na nowo rozpatrujemy sprawę – mówi Cezary Girgiel, wójt gminy Łaszczów.
Na decyzję trzeba poczekać.