Lekarze uznali, że czteroletni Gabryś cierpi na zapalenie opon mózgowych, choć dziecko miało tętniaka mózgu.
błędu w sztuce lekarskiej.
- Życia synkowi nikt nie wróci, ale chcę, aby winni jego śmierci zostali ukarani - mówi Piotr Rudnik z Zamościa, ojciec Gabrysia. - Może inne dzieci uda się uchronić przed niekompetencją i bezdusznością lekarzy.
Wszystko zaczęło się w Boże Ciało. Chłopiec poczuł się źle i zaczął wymiotować. - Byliśmy przekonani, że to zatrucie - wspomina Dorota Rudnik.
W nocy Gabryś dostał biegunki i silnych drgawek. Rodzice wezwali pogotowie. Dziecko trafiło na pediatrię w Zamojskim Szpitalu Niepublicznym.
- Lekarka (nazwisko do wiadomości redakcji) uznała, że to zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych i odesłała nas na oddział zakaźny do Tomaszowa Lubelskiego - mówi pani Dorota. - Nikt nie zlecił przeprowadzenia specjalistycznych badań, choćby tomografii komputerowej. Chcieliśmy też, aby synek trafił do lubelskiego DSK, ale nie dali nam wyboru.
Kiedy Gabryś dojechał karetką do Tomaszowa, był już półprzytomny. - Diagnoza postawiona w Zamościu, ale również objawy wskazywały na zapalenie opon - mówi Dionizy Hałasa, wicedyrektor tomaszowskiego szpitala. - Natychmiast podano chłopcu antybiotyki, przeprowadziliśmy również konsultacje neurologiczne i chirurgiczne. Nad ranem nastąpiło nagłe zatrzymanie krążenia.
- Jak synek zrobił się siny i zaczęłam wołać o pomoc, przybiegły tylko pielęgniarki. Zabrali go, reanimowali, ale zmarł mówi matka Gabrysia.
Sekcja wykazała, że chłopiec miał tętniaka mózgu, który pękł. - To był właściwie przypadek nie do uratowania - dodaje Hałasa.
Sprawę bada prokuratura. - Sprawdzimy, czy śmierć dziecka nastąpiła wskutek źle postawionej diagnozy i niewłaściwie prowadzonego leczenia - mówi Artur Kubik, szef Prokuratury Rejonowej w Zamościu.