Rok temu po każdej ulewie ściany zamojskiej Hali Targowej "Nadszaniec” przypominały małe wodospady. Jesienią zakończono remont dachu i miało być sucho. Było do pierwszej odwilży.
Urzędnicy z zamojskiego magistratu, którzy nadzorowali prace budowlane, nie kryją zaskoczenia. - Niemożliwe. Pierwsze słyszę. Nikt nam niczego nie zgłaszał - dziwi się Zbigniew Zawiślak z Wydziału Rozwoju Gospodarczego Urzędu Miasta Zamość. - Przy odbiorze wszystko było zrobione solidnie: drenaż, nowe gzymsy. Nie powinno cieknąć - tłumaczy urzędnik.
Ale cieknie. - Najgorzej, że woda spływa po przewodach i skrzynkach elektrycznych i nie wiadomo co może się stać - martwi się M. Ryń.
Zapytaliśmy o to specjalistów. - Nic nie można powiedzieć, dopóki nie zobaczy tego fachowiec. Wyślemy tam ekipę, bo z wodą i prądem nie ma żartów. Gdyby było jakieś zagrożenie, mamy prawo odłączyć instalację - mówi Artur Sternik, rzecznik prasowy Zamojskiej Korporacji Energetycznej.
Skąd się bierze woda w "Nadszańcu”? - Remont dachu robiły dwie różne firmy w dużym odstępie czasu. Być może przepuszczają łączenia starego poszycia z nowym - zastanawia się prezes Ryń. - Nie sądzę, bo są zrobione duże zakładki i wszystko było specjalnie uszczelnione właśnie po to, aby nie przeciekało - mówi Z. Zawiślak.
Tymczasem władze miasta mają wobec budynku szeroko zakrojone plany. - Sala koncertowa, taras widokowy, muzeum rozwoju fortyfikacji, restauracje, sklepy z rzemiosłem artystycznym. Chcemy, żeby to miejsce stało się atrakcją dla turystów - mówi Barbara Skórzyńska-Terlecka, wicedyrektor Wydziału Ochrony Zabytków UM Zamość.
Wszystko za pieniądze z Unii Europejskiej przeznaczone na rewitalizację zamojskiej Starówki. Jednak ponownego remontu nowo wyremontowanego dachu nie przewidziano. Jak rozwiązać problem? - Mamy trzyletnią gwarancję na ten dach. Będą komisje, kontrole jeżeli się okaże, że coś jest nie tak, wykonawca będzie poprawiał - zapowiada Z. Zawiślak.