Czternastolatek wszedł na słup z transformatorem i został porażony prądem. Przeżył. - Miał mnóstwo szczęścia. Gdyby nie spadł, to by się usmażył
- Słyszałem, że w tym czasie z kościoła wyszli ministranci. Może chciał się przed nimi popisać? - zastanawia się Marian Kiełbasa, sołtys Korytkowa Dużego.
Była dokładnie 19.20. - Zauważyłem, że na słup wdrapuje się jakiś młody człowiek - wspomina proszący o niepodawanie nazwiska student, który właśnie wracał w piątek z Lublina do domu. Próbował odwieść chłopaka od wspinaczki. Czternastoletni Paweł go nie posłuchał: - Wystrzelił snop iskier i chłopiec poleciał, uderzając po drodze o skrzynkę - opowiada student.
Co się stało? - Musiał dotknąć przewodów elektrycznych przy transformatorze - podejrzewa podkom. Marek Jamroz z biłgorajskiej policji, która bada przyczyny zdarzenia. - Można powiedzieć, że miał mnóstwo szczęścia. Gdyby nie spadł, to by się usmażył.
Ale właściciele słupa zauważają: Gdyby dotknął przewodu elektrycznego czy transformatora, zadziałałyby bezpieczniki. Linia wyłączana jest w 0,2 sekundy - mówi Piotr Powaga, rzecznik Zamojskiej Korporacji Energetycznej. - Ale nie wykluczamy, że mogło dojść do przeskoczenia iskry.
W zamocowanym na słupie transformatorze dochodzi do zmiany napięcia z15 tys. volt na 400 volt. Od gimnazjalisty trudno będzie się dowiedzieć, czy poraził go prąd o napięciu 15 tysięcy czy 400 volt. Chłopak nie pamięta, którego przewodu dotknął.
- Z prądem to są ciekawe historie - komentuje dr Mikuś. - Jeden ginie porażony napięciem z gniazdka, inny dostanie kilkadziesiąt tysięcy volt od pioruna i żyje.