Bernard Ż., były ordynator chirurgii w tomaszowskim szpitalu i jego syn Jakub Ż. odpowiedzą przed sądem za narażenie pacjentów na niebezpieczeństwo utraty zdrowia lub życia. Ojciec pozwalał synowi brać udział w przeprowadzanych przez siebie operacjach. 19-latek studiował wtedy fizjoterapię, w szpitalu miał praktyki
W 2013 r. do dyrekcji szpitala w Tomaszowie Lubelskim wpłynęła anonimowa skarga na ordynatora Bernarda Ż. podpisana przez „pracowników oddziału chirurgii”. Medykowi zarzucono mobbing: wyśmiewanie i lekceważenie pielęgniarek, poniżanie ich oraz bezzasadne krytykowanie. Świadkiem nielegalnych praktyk miał być nastoletni syn ordynatora, który podczas wakacyjne praktyki na oddziale fizjoterapii tomaszowskiego szpitala wielokrotnie miał być dopuszczany do udziału w operacjach chirurgicznych.
Dyrektor szpitala dr Andrzej Kaczor powołał specjalną komisję, która miała ustalić czy opisane wydarzenia rzeczywiście miały miejsce. W jej skład weszli m.in. ordynatorzy wszystkich oddziałów, zastępca dyrektora i naczelna pielęgniarka. Przesłuchano wszystkich pracowników chirurgii i przejrzano dokumentację medyczną. Ostatecznie zarzut mobbingu nie potwierdził się, ale z ustaleń komisji wynikało, że syn ordynatora rzeczywiście brał udział w operacjach. Bernard Ż. został dyscyplinarnie zwolniony z pracy. A o sprawie powiadomiono prokuraturę.
– Przesłuchiwani w tej sprawie Bernard Ż. i Jakub Ż. nie przyznali się, ale wersję udziału nastolatka w operacjach potwierdzili pracownicy szpitala i przesłuchiwani pacjenci. Zebrano bezsporny materiał dowodowy, który zaowocował sporządzeniem aktu oskarżenia przesłanego do Sądu Rejonowego w Tomaszowie Lubelskim – mówi Bartosz Wójcik, szef Prokuratury Rejonowej w Zamościu. – Wynika z niego, że Jakub Ż. brał czynny udział w operacjach. Asystował przy nich i m.in. przytrzymywał oraz podawał sprzęt oraz zakładał szwy operowanym pacjentom.
Za narażenie ich zdrowia i życia grozi mu teraz do 3 lat pozbawienia wolności. Jego ojciec może spędzić w więzieniu aż pięć lat.
– W jego przypadku mówimy o poważniejszym zarzucie, ponieważ jako lekarz miał obowiązek troszczyć się o życie i zdrowie pacjentów – tłumaczy Wójcik.
Termin rozprawy nie został jeszcze wyznaczony. Przed sądem cywilnym toczą się natomiast postępowania, które wytoczyli pacjenci tomaszowskiego szpitala. Jedna z pacjentek chirurgii domaga się 200 tys. zł zadośćuczynienia za to, że po operacji, w której brała udział osoba nieuprawniona, jest stan zdrowia się pogorszył. Inna domaga się takiej samej kwoty za to, że podczas jej zabiegu na sali operacyjnej obecny był syn ordynatora chirurgii.