Za wcześnie, by mówić o przyczynach. Co do tego wypowiedzą się biegli. Ale już wiadomo, że straty po pożarze restauracji Malinowa Spiżarnia w Wielączy pod Zamościem są ogromne, na pewno przekraczają 3 mln zł. Na szczęście nikt nie ucierpiał.
Zgłoszenie o pożarze dotarło do Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Zamościu o godz. 2.15 nocą ze środy na czwartek. Na miejsce natychmiast skierowano zastępy z PSP i okolicznych OSP.
– Najbliżej mieli druhowie z Wielączy, byli tam błyskawicznie, ale pożar był już w zaawansowanej fazie, a ogniem zajęty został niemal cały budynek – mówi bryg. Andrzej Szozda, rzecznik prasowy straży pożarnej w Zamościu.
W pierwszej fazie na miejscu pracowało 12 zastępów, później dojechały kolejne i się zmieniały. W sumie do pożaru, który jeszcze przed południem w czwartek był dogaszany, zaangażowano 70 strażaków z 22 ekip.
– Trudno w tym momencie cokolwiek powiedzieć o przyczynach. To już będzie należało do biegłych – zastrzega Szozda.
Doszczętnie spaliła się główna część restauracji z całym wyposażeniem (wiadomo, że wewnątrz znajdowała się 11-kilogramowa butla z gazem) i pokoje na piętrze. Na szczęście nocą nikogo tam nie było: ani pracowników, ani gości.
Strażakom udało się natomiast uratować murowaną część kuchenno-socjalną znajdującą się za ścianą oddzielenia przeciwpożarowego. Zagrożony był także zbiornik na gaz propan butan, ale na szczęście ogień do niego się nie przedostał.
– Zniszczony przez ogień budynek był drewniany, ale zbudowany zgodnie z nowoczesnymi standardami, impregnowany. Trudno wyrokować, czemu ogień rozprzestrzenił się tak błyskawicznie – zastrzega strażak.
– Nie mam pojęcia, co się stało, jak to w ogóle było możliwe... – mówi wyraźnie załamany Dariusz Handiuk, właściciel Malinowej Spiżarni. Nie potrafi oszacować swoich rzeczywistych strat, które według wstępnych ustaleń strażaków przekroczyły 3 mln zł. – Zresztą, jak to szacować? Po cenach, które obowiązywały kiedy była budowana czy po tych, jakie trzeba byłoby obecnie wydać na odbudowę? – pyta retorycznie.
Opowiada, że na tę restaurację wspólnie z żoną pracowali całe życie. Decyzję o jej budowie przy drodze krajowej nr 74 podjęli 12 lat temu, zaciągnęli kredyty i w półtora roku karczma była gotowa. Teraz jej nie ma, zostały zgliszcza. Handiukowie nie planowali w Wielączy sylwestrowego balu, więc niczego odwoływać nie musieli, ale mieli sporo rezerwacji od wiosny, zwłaszcza na przyjęcia komunijne. To już nieaktualne.
Z noclegów w Malinowej Spiżarni (tak lokal nazwany został po Kuchennych Rewolucjach Magdy Gessler, wcześniej była to Karczma Ordynat) nie skorzystają także turyści w ostatnich latach często odwiedzający to miejsce. – A tylu mieliśmy gości z całej Polski, którzy przyjeżdżali, żeby spróbować słynnego bażanta według przepisu pani Magdy – mówi smutno Handiuk.
Przyznaje, że jego restauracja była ubezpieczona. Nie ma jednak wątpliwości, że za pieniądze, które ma szanse otrzymać, lokalu w tym samym kształcie w jakim był, nie zdoła odtworzyć.