Jedni angażują się po znajomości, inni szukają pracy przez Internet. Roznoszą ulotki, opiekują się małymi dziećmi, myją szyby w samochodach,
Za rozniesienie tysiąca sztuk ulotek można zarobić od 23 do 55 złotych. Zajmuje to 6-9 godzin. Swoje trzeba wydreptać, ale chętnych nie brakuje. - W ferie i wakacje zgłasza się do nas coraz więcej młodych ludzi - przyznaje Grzegorz Nowalski z lubelskiej firmy, zajmującej się kolportażem ulotek.
Ogłoszenie 18-latka z Zamościa: "Poszukuję pracy na ferie”. Dlaczego zamiast cieszyć się czasem wolnym od nauki, chce pracować? - Zrobiłem prawo jazdy i na wiosnę będę chciał kupić sobie jakiś samochód, choćby malucha - tłumaczy Konrad. - Nie chcę naciągać rodziców, bo i tak do wszystkiego mi dokładają.
Chłopak dorabia od czasów gimnazjalnych. Teraz, gdy jest pełnoletni, łatwiej szukać mu legalnego zatrudnienia. Polskie prawo zezwala bowiem na pracę młodzieży, która ma skończone 16 lat. Ale i tak trzeba mieć pisemną zgodę rodziców. - Jeszcze lepiej jak ojciec czy matka pofatyguje się do nas z dzieckiem - mówi Grzegorz Nowalski. - Ci, którzy nie mają skończonych 16 lat, nie mają czego u nas szukać.
Dlatego wielu młodych ludzi robi to na czarno i po znajomości. - Sąsiadka poprosiła mnie o przypilnowanie w ferie dziecka - opowiada 15-letnia Ola z Lublina. - Jak dobrze pójdzie, zarobię jakieś 500 zł. Tata mówi, że jestem nad podziw zaradna.
Młodzież ogarnął duch przedsiębiorczości, ale - jak podnoszą socjologowie - czynnik ekonomiczny nie jest najważniejszy. - Ma to bardzo dobry wymiar wychowawczy pod warunkiem, że praca nie uwłacza godności dzieci - podkreśla dr Mariusz Gwozda z Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie. - Taka tendencja obserwowana jest od dawna w Stanach Zjednoczonych i na zachodzie Europy. Nawet rodzice dobrze sytuowani pozwalają swoim pociechom iść do pracy, bo w ten sposób nauczą się odpowiedzialności i samodzielności, a poza tym zrozumieją, że zarabianie to duży wysiłek. Na pewno trudniej im później lekkomyślnie wydać ciężko zarobione pieniądze.