Zobaczyć zająca w lesie to rzadkość. W ciągu 30 lat ich populacja skurczyła się aż dziesięciokrotnie.
- Zając to teraz rzeczywiście rzadkie zwierzę - przyznaje dr Przemysław Stachyra, kierownik działu monitoringu Roztoczańskiego Parku Narodowego.
Trzydzieści lat temu po łąkach, polach i lasach Zamojszczyzny hasało prawie 100 tysięcy sympatycznych zwierząt. W ub. roku naliczono ich ledwie 15 tysięcy. Skąd ten spadek? - Przede wszystkim nastąpiły zmiany w strukturze upraw i zasiewów - wskazuje zamojski łowczy okręgowy Henryk Studnicki. - Wąskie pola z charakterystycznymi miedzami to już rzadkość. Mechanizacja i chemizacja też zrobiły swoje, a pod koniec lat 80. zające masowo chorowały i padały. Poza tym stada dziesiątkowały mroźne zimy.
Swoje zrobiły również skrzydlate drapieżniki, głównie jastrzębie i kruki, a także lisy, które - po wprowadzeniu kompleksowej akcji szczepienia przeciw wściekliźnie - mnożą się na potęgę. Szaraki są też łakomym kąskiem dla bezpańskich psów. Ich stada zostały przetrzebione do tego stopnia, że sześć lat temu na Zamojszczyźnie liczenie zakończyło się na 11 tysiącach sztuk.
Myśliwi postanowili działać. - Kupujemy szaraki z hodowli półdzikich i udomowionych w innych rejonach kraju i zasilamy nimi nasze obwody łowieckie, a następnie przez co najmniej trzy lata nie prowadzimy tam polowań - opowiada Studnicki. - Chcemy nie tylko zwiększyć ich populację, ale też odświeżyć krew. W tym roku sprowadziliśmy 83 zające.
Za jednego szaraka myśliwi płacą jak za zboże, a dokładniej jak za trzy kwintale pszenicy. Ich cena waha się w granicach 250-280 zł. Program rozwoju zwierzyny drobnej realizowany będzie jeszcze przez rok.
Zającom założono na uszy kolczyki, dzięki którym będzie można obserwować ich migracje. - Mamy nadzieję, że będą się dobrze mnożyć - mówi zamojski łowczy okręgowy, któremu nie pozostaje nic innego jak czekać na parkoty, czyli zajęcze gody. - Myśliwi prowadzą monitoring w terenie. Dopiero po upływie pięciu lat da się określić, jakie są efekty zasilania.