O trzeciej nad ranem nasz synek został wypisany ze Szpitalnego Oddziału Ratunkowego, a przed ósmą już nie żył. Przecież było widać, że z dzieckiem dzieje się coś złego – rozpaczają rodzice 18-miesięcznego Ksawerego. Sprawę bada prokuratura.
Na środku pokoju, w którym rozmawiamy z rodzicami Ksawerego, cały czas wisi ulubiona huśtawka chłopca i jego pluszowy miś. Na półkach mnóstwo jego roześmianych zdjęć.
– To było niesamowicie radosne i pogodne dziecko, nie chorowało, zawsze się śmiało, ciągle się przytulało. A teraz tego przytulania już nie będzie – rozpacza Mateusz Mularczyk, tata chłopca. – Ostatni raz przytuliłem go, jak już leżał w trumnie. Pochowaliśmy go w sobotę.
– Jak można wypisać do domu tak małe dziecko, które nie mówi, nie może pokazać gdzie go boli, a widać, że cierpi? Synek cały czas wymiotował, nawet jak podawałam mu picie. Wyniki aż 11 z 20 badań wykonanych na SOR miało znaczne przekroczenia normy. Przecież to pokazuje, że z dzieckiem dzieje się coś złego. Co musi się jeszcze dziać, żeby szpital przyjął na oddział? – pyta Monika Nowacka, mama chłopca.
Feralna noc w szpitalu
Ksawery trafił na SOR Dziecięcego Szpitala Klinicznego przy ul. Chodźki w Lublinie 25 października wieczorem.
– Synek tego dnia cały czas wymiotował. Baliśmy się, że się odwodni, więc pojechaliśmy do nocnej opieki przy Biernackiego. Lekarkę, która go badała, zaniepokoił między innymi czarny kolor stolca, co może oznaczać krwawienie i stan zapalny w jelitach. Od razu dostaliśmy skierowanie na SOR – opowiada mama chłopca. – Niestety, nie mogliśmy liczyć na pilne przyjęcie. Przed nami czekało kilkadziesiąt osób. Czekaliśmy kilka godzin. Najpierw na konsultację pediatry, a potem chirurga. Zlecono badania krwi i USG. Chirurg dopatrzył się płynu w jelitach – dodaje tata Ksawerego.
Przed wypisem z SOR chłopiec dostał kroplówkę. – Bardzo zaniepokoiło nas zakładanie wenflonu. Pielęgniarka nie mogła się początkowo wkłuć w żyłę, co dla dorosłego jest bolesne, a co dopiero dla takiego dziecka. Ksawery wtedy już jednak nie płakał, jakby stracił czucie i dlatego nie reagował na ból – dodaje mężczyzna.
– Bardzo dziwne są także informacje w dokumentacji, którą dostaliśmy przy wypisie. Jest tam m.in. zapis o „innym, nieokreślonym bólu brzucha”. Dlaczego lekarze wypisali dziecko do domu, skoro nie wiedzieli, jaka jest przyczyna tego bólu? Jak tak można? – rozpacza tata chłopca.
Przy wypisie lekarz zalecił lekkostrawną dietę i nawadnianie oraz leki przeciwbólowe.
Rodzice chłopca: - Reanimacja trwała ponad godzinę, ale bez skutku
Ostatnie chwile chłopca
– Kiedy wróciliśmy do domu ze szpitala, poszedłem z synkiem do łazienki, trzymałem go na rękach. Gdy postawiłem go na podłodze, momentalnie zemdlał. Podaliśmy mu środek przeciwbólowy i picie. Napił się, ale ustami robił tak, jakby łapał powietrze. Nie wiedzieliśmy, że on już wtedy się dusił – opowiada płacząc mama chłopca.
– Siedział jeszcze na kanapie, ale chwilę później ręce opadły mu na boki, były już sztywne – mówi pani Monika. – Natychmiast zaczęliśmy go reanimować, bo przestał oddychać. Jednocześnie zadzwoniliśmy po pogotowie. Niestety karetka przyjechała dopiero po 10 minutach. Reanimacja trwała ponad godzinę, ale bez skutku. Lekarz stwierdził zgon.
Sekcja zwłok wykazała niedrożność jelit i ciało obce w przewodzie pokarmowym.
Pytania bez odpowiedzi
Dlaczego Ksawery został wypisany do domu mimo tak niepokojących objawów i wyników badań?
– Zostały wykonane badania diagnostyczne i konsultacje, na podstawie których nie było wskazań do hospitalizacji – stwierdza Agnieszka Osińska, rzeczniczka Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego. – W zaleceniach rodzice otrzymali informacje o konieczności pilnego zgłoszenia się ponownie do SOR w razie niepokojących objawów.
– Przecież my już przyjechaliśmy z niepokojącymi objawami – oburzają się rodzice chłopca.
Sprawę wyjaśnia prokuratura, szpital zapewnia, że z nią współpracuje. Rodzice chłopca chcą złożyć odrębne zawiadomienie do prokuratury w związku z podejrzeniem popełnienia przestępstwa.