Od 1 marca NFZ znosi limity na pierwsze wizyty u kardiologa, neurologa, ortopedy i endokrynologa. Ale to wcale nie musi oznaczać, że w poradniach skrócą się kolejki.
Od przyszłego miesiąca NFZ zapłaci za wszystkich pacjentów, których przyjmie placówka. Ma to skrócić kolejki do tych najbardziej obleganych specjalistów. Ale niektórzy lekarze studzą emocje.
– Nie liczyłbym na jakieś znaczące zmiany. Kolejki do znanych specjalistów, którzy są oblegani przez pacjentów, były i będą, nawet jeśli zostaną zniesione limity. Lekarze mają określone możliwości fizyczne. Jeśli ktoś ma rozpisane wizyty już do końca tego roku, to nie będzie w stanie przyjąć jeszcze więcej pacjentów – komentuje prof. Andrzej Wysokiński, konsultant wojewódzki w dziedzinie kardiologii. – Z kolei tam, gdzie kolejek do tej pory nie było, nadal nie będzie. Nie sądzę, żeby pacjenci nagle zaczęli zapisywać się na wizyty w takich ośrodkach.
A może w takim razie zadziała większa wycena tych świadczeń, która od lipca ma wzrosnąć o 17 proc., a od stycznia przyszłego roku o kolejne 10 proc.?
– To zmiany raczej symboliczne biorąc pod uwagę aktualną wycenę takiej wizyty na poziomie 40-50 zł – komentuje prof. Wysokiński. – Problem z kardiologią jest bardziej złożony i wiąże się ze znaczącą obniżką wyceny procedur zabiegowych dwa lata temu. Od tego czasu kardiologia, która wcześniej przynosiła zyski, teraz ledwo się bilansuje i z tym mamy poważny problem.
W województwie lubelskim na wizytę u neurologa trzeba czekać średnio kilka miesięcy. Najdłuższe są kolejki do poradni wysokospecjalistycznych przy szpitalach.
– Jedna kwestia to duża liczba pacjentów, ale nie tylko. Pacjenci, którzy zgłaszają się np. z bólem głowy czy kręgosłupa, powinni być przyjmowani w poradniach poziomu podstawowego. Żeby rozwiązać ten problem, potrzeba nie tylko zniesienia limitów, ale też zmiany zasad przyjmowania w poradniach – zaznacza prof. Konrad Rejdak, konsultant wojewódzki w dziedzinie neurologii.
Prof. Rejdak dodaje, że potrzebna jest także zmiana w podejściu do zapłaty za badania. Teraz rozliczane są tylko podstawowe badania laboratoryjne, np. morfologia. – Żeby wykonać badania specjalistyczne, np. przy diagnozowaniu stwardnienia rozsianego czy chorób neurozwyrodnieniowych, pacjent musi być skierowany do szpitala. To wydłuża czas oczekiwania na diagnozę i powoduje dodatkowe koszty – podkreśla neurolog.