Powodów jest kilka:
Skóra dzieci jest cienka, w związku z czym promieniowanie słoneczne wnika głębiej.
Skóra dzieci ma mniej melaniny. To brunatny barwnik skóry, który jest produkowany przez specjalne komórki. Dzięki niemu opalamy się, ale też – co najistotniejsze – chroni przed szkodliwym wpływem promieniowania. Im jej mniej, tym skóra jest bardziej narażona na oparzenie i procesy mutagenne w komórkach.
W warstwie podstawowej skóry dziecka jest dużo komórek macierzystych, które łatwo ulegają mutacjom pod wpływem promieniowania słonecznego.
Dzieci, zwłaszcza małe, łatwiej niż dorośli ulegają oparzeniom słonecznym – oznacza to, że nawet krótkotrwałe przebywanie na słońcu może skutkować takim oparzeniem.
Wykazano, że oparzenie słoneczne w dzieciństwie jest jednym z silnych czynników rozwoju czerniaka w dorosłości.
Nie dziwi zatem, że dermatolodzy apelują, by niemowlęta do 6 miesiąca życia nawet przez chwilę nie były wystawiane na słońce (ocenia się, że zdolność do opalenizny człowiek uzyskuje dopiero w drugim miesiącu życia, niemniej jednak wciąż ma bardzo wrażliwą na promieniowanie słoneczne skórę).
Starsze dzieci co do zasady także należy chronić przed słońcem, a dodatkowo te partie ciała, które mogą zostać na nie wystawione, należy smarować kremem ochronnym z filtrami nie mniejszymi niż 30. Jeśli dziecko ma fototyp skóry jasny, stosuj krem z filtrem powyżej 50.
Oszacowano, że do 18–20. roku życia człowiek przyjmuje około połowy łącznej dawki promieniowania ultrafioletowego, które dotrze do niego za pośrednictwem promieniowania słonecznego, w czasie od urodzenia aż do 60. roku życia.
Justyna Wojteczek (zdrowie.pap.pl)