Nie trzeba zbyt wielkiej wiedzy technicznej i dyplomów politechniki, żeby wiedzieć, że jeżeli instaluje się blaszaną ślizgawkę „na patelni”, na plaży, to to się będzie nagrzewało i podczas upałów ta zjeżdżalnia nie będzie nadawała się do użytku – grzmiała na ostatniej sesji radna Agnieszka Klimczuk.
Temat wypłynął podczas ostatniej sesji Rady Miasta. Poruszyła go, nie pierwszy raz zresztą, radna Agnieszka Klimczuk (KWW Koalicji Obywatelskiej).
– Kiedy możliwa jest modernizacja, poprawa placu zabaw na naszym zalewie. Bo nie zauważyłam tam żadnych zmian, a sezon zaczyna się robić w pełni. Jeszcze raz zwracam uwagę, że problem jest zwłaszcza z bardzo nagrzewającą się blachą kilku zjeżdżalni – dopytywała radna.
Stanisław Flis, dyrektor Wydziału Inwestycji Miejskich i Zamówień Publicznych zapewnił, że przegląd placu zabaw juz się odbył, usterki odnotowano w protokole i mają być usunięte. W kwestii zjeżdżalni nie miał jednak dla radnej dobrych wiadomości.
– One one zostały zaprojektowane zgodnie z warunkami technicznymi. Mają certyfikaty. I na dzień dzisiejszy brak jest podstawy prawnej do wymiany zjeżdżalni. Możemy najwyżej rozważyć opcję, by w przyszłości stawiać na inne tworzywa, np. poliwęglanowe. One będą znacznie droższe. Ale możemy tak to stosować – odpowiadał dyrektor.
– Myśmy rozważali, w jaki sposób ochłodzić tę zjeżdżalnię nad zalewem. Bo problem trzeba rozwiązać. No bo jeżeli tam będzie blacha i ona nie będzie wykorzystywana, to się w ogóle mija z celem postawienie takiej zjeżdżalni – skomentowała tę dyskusję wiceprezydent Marta Pfeifer. I zaapelowała do obecnej na sesji Magdaleny Magryty, wicedyrektor Ośrodka Sportu i Rekreacji o wykonanie obiegu zamkniętego wody, który zjeżdżalnie by chłodził.
Agnieszka Klimczuk nie kryła swojego rozczarowania całą sytuacją. Krytykowała realizatorów projektu. – Nie trzeba zbyt wielkiej wiedzy technicznej i dyplomów politechniki, żeby wiedzieć, że jeżeli instaluje się blaszaną ślizgawkę „na patelni”, na plaży, to to się będzie nagrzewało i podczas upałów ta zjeżdżalnia nie będzie nadawała się do użytku, ale będzie wręcz zagrożeniem dla dzieci malutkich – grzmiała radna. – Przecież dziecko może się wymknąć spod opieki, wejść na taką zjeżdżalnię i po prostu poparzyć tyłek, nogi, ciało. Gdyby było to miejsce zacienione, gdyby były drzewa, to może w jakiś sposób to by ochłodziło.
Ta sugestia przypadła do gustu dyrektorowi Flisowi. Przypomniał, że w ramach przebudowywanej właśnie ulicy Lwowskiej miasto będzie miało do zasadzenia kilkaset całkiem sporych, nawet 3-metrowych drzew. – Możemy część z nich poświęcić i wokół tego placu zabaw posadzić. Myślę, że z dziesięć takich możemy w tym rejonie umiejscowić – zapowiedział.
Przypomnijmy: plac zabaw z kłopotliwymi zjeżdżalniami powstał w ramach realizacji ogólnomiejskiego projektu z budżetu obywatelskiego jako element strefy relaksu nad zalewem. Przy okazji powstało również boisko do siatkówki plażowej, wyremontowano również molo. Pojawiły się też ławeczki, kosze na śmieci i stojaki rowerowe. Całość kosztowała ok. miliona zł.