Według historyków, tym złocistym trunkiem raczyły się już słowiańskie plemiona. W kraju zbyt zimnym, by dojrzały winogrona, miodosytnictwo kwitło. Tradycja, która na wiele lat zanikła, dziś powoli się odradza. Polska to jedyny na świecie producent miodu pitnego na skalę przemysłową, a lubelski Apis to największy jego producent na świecie
– Zadziałaliśmy błyskawicznie i intensywnie – nie ukrywa Renata Janik, kierownik działu handlu i marketingu Spółdzielni Pszczelarskiej Apis w Lublinie. – Staramy się zagrożenia przekuwać w szanse. Gdy wybuchła pandemia, wprowadziliśmy na rynek nową linię produktów wzmacniających odporność.
Pomysł pojawił się marcu, w kwietniu ruszyła produkcja, a w maju produkty z „Pszczelej apteki” można już było znaleźć na sklepowych półkach. To miód z propolisem (działanie antybakteryjne i antywirusowe), pyłek kwiatowy (źródło białka, witamin i mikroelementów) i pszczela piegrza (oczyszcza organizm).
Pandemia nie tylko zamknęła nas w domach, ale też zmieniła nasze zwyczaje zakupowe. Nie tylko więcej kupujemy w sieci (kilka tygodni temu Apis uruchomił swój własny sklep internetowy: sklep.miodyapis.pl), ale też dokładniej czytamy etykiety.
– Zapotrzebowanie na produkty naturalne i prozdrowotne jest dziś ogromne. Zauważyliśmy też wyraźne zmiany w zachowaniach konsumenckich. Obudził się w nas patriotyzm gospodarczy – podkreśla Janik. – Konsument szuka produktów polskich, produkowanych przez polskie firmy, z polskim kapitałem. Coraz bardziej liczą się też znaki, certyfikaty, logotypy kampanii promujących zdrową żywność. Taka konsumencka solidarność.
Tego wszystkiego Apisowi odmówić nie można.
Zaczęło się 88 lat temu
Największy producent miodu pitnego na świecie to zarazem jedna z najstarszych polskich spółdzielni. Założona 18 maja 1932 roku. W statucie, którego kopia wisi dziś w biurze firmy przy ul. Diamentowej, czytamy m.in., że „celem Spółdzielni jest podniesienie dobrobytu oraz stanu pasiek swych członków”, a w pracy kulturalno-oświatowej „spółdzielnia współdziała moralnie i materialnie”.
W 1942 roku zmienia się nazwa firmy (od teraz to „Apis Spółdzielnia Handlowo-Przetwórcza z o. u.”). Rusza też produkcja miodów pitnych na międzynarodową skalę. Przed wojną zakład przetwórczy przy ul. Staszica 5 jest największym tego typu ośrodkiem w Europie Środkowo-Wschodniej.
Spółdzielnia zmienia nazwę jeszcze kilka razy, zmienia też siedzibę. Budowa zakładu przy ul. Diamentowej rusza w 1963 r., w czasie gdy największym produktem eksportowym jest miód pszczeli. Produkcja miodovitów (miodów połączonych z syropem owocowym) rozpoczyna się w 1974 roku.
Na przełomie lat 80. i 90. roczna produkcja miodów pitnych zwiększa się z 400 tysięcy do 700 tysięcy litrów, a spółdzielnia ma na własność dziesięć obiektów na terenie Lublina, Warszawy, Białegostoku i Krasnegostawu. Chude lata przychodzą razem z czasem transformacji polskiej gospodarki w latach 90. Spółdzielni udaje się przetrwać, a spora w tym zasługa Mieczysława Janika (w latach 1990-95 wiceprezes, od 1995 do 2005 prezes)
Na przełomie wieków, podobnie jakie wiele innych polskich zakładów, Apis inwestuje w nowoczesne technologie. Kotłownię węglową zastępuje gazowa, drewniane beczki (zwane kiedyś kuflami) zostają wymienione na stalowe, firma otrzymuje unijne certyfikaty ISO i HACCP, a z najnowocześniejszej w Polsce linii do rozlewu miodów pitnych zjeżdżają butelki wypełnione „Miodem z europejskich pasiek”, trójniakiem „Grzaniec Polski”, dwójniakiem „Staropolskim”, „Klasztornym” i „Kazimierskim”. Od 2005 r. spółdzielnią kieruje Radosław Janik.
Jak to się robi
Tylko miód , woda, soki owocowe, drożdże, przyprawy. – Nie używamy ani barwników, ani konserwantów – podkreśla kierownik działu handlu i marketingu Apisu.
Z pozoru produkcja tego trunku nie jest skomplikowana. Do brzeczki, która powstaje w wyniku zmieszania wody z miodem, dodawane są specjalne szczepy drożdży. Wtedy rozpoczyna się proces naturalnej fermentacji alkoholowej. Miód pitny, by nabrał swoich właściwości, musi dojrzeć podczas leżakowania.
Najbardziej wytrawny czwórniak (3 części wody na jedną część miodu) leżakuje do roku. Trójniak w kadziach leży dwa lata, a dwójniak (pół na pół miód z wodą) nawet cztery. Najdłużej trzeba czekać na półtoraka – sześć lat.
– To cztery tanki fermentacyjne, po 25 tys. litrów w każdej – Piotr Pełka, kierownik produkcji, wskazuje na wielkie metalowe kadzie, od których ciągną się długie stalowe rury. Ta drogą, po czterech tygodniach fermentacji w temperaturze 26 stp., miód pitny płynie do beczek w drugiej części hali – leżakowni.
– Na raz produkcji jest milion litrów – tłumaczy Pełka. – W czasie leżakowania co miesiąc badane są próbki. W laboratorium i organoleptycznie.
Dojrzały miód pompami winiarskimi trafia do rozlewni w sąsiednim budynku.
Spółdzielnia się sprawdza
Firma działa nieprzerwanie od 1932 roku, wciąż jako spółdzielnia. I to w najbliższej przyszłości się nie zmieni.
– Sprawdza się ta forma organizacyjna – podkreśla Renata Janik. – Minął już czas, gdy spółdzielnie kojarzyły się źle, z przestarzałą formą czy źle zarządzanym molochem. Na zachodzie coraz częściej wraca się do form spółdzielczych. Polskie mleczarstwo też jest tak zorganizowane.
W branży takiej jak ta na równi z popytem liczy się podaż.
– To ważne, by dostawcy byli gwarantowani. Zwłaszcza gdy są to dostawcy tak rzadkich i poszukiwanych produktów jak miód pszczeli – tłumaczy Janik. I dodaje. – Popyt na miód rośnie, ale podaż nie nadąża. Chemizacja rolnictwa, telefonia komórkowa, zmiany klimatyczne. To wszystko bardzo negatywnie wpływa na pszczoły. Odtwarzanie pasiek nie wystarcza, polskiego miodu na rynku brakuje. Posiłkujemy się wtedy miodem spoza kraju. Choć naprawdę kraj pochodzenia wcale jakości nie determinuje – podkreśla.
Laboratorium na pełnych obrotach
Najpierw do laboratorium lubelskiego Apisu trafiają próbki z poszczególnych pasiek.
– Każda nich z nich jest badana pod kątem wielu parametrów. Dodatkowo próbki wysyłamy też do zewnętrznego akredytowanego laboratorium, by potwierdzić zgodnych wyników badań. Jeśli okaże się, że dana partia miodu spełnia wymagania jakościowe, to ją skupujemy.
W laboratorium badana jest każda beczka miodu, która trafia do produkcji. Nawet te z partii miodu od konkretnego pszczelarza, która pozytywnie przeszła badanie.
– Tradycja i jakość to dwie wartości, na jakich opieramy swoje funkcjonowanie. Dziś jakość jest dla konsumentów kluczowa – nie ma wątpliwości Renata Janik.
Kierownictwo firmy cieszy fakt, że pszczelarstwo staje się popularnym hobby wśród młodych ludzi. I to, że pszczoły wracają do miast. Apis swoim patronatem objął pasiekę prowadzoną przez Marcina Sudzińskiego na dachu Centrum Spotkania Kultur w Lublinie.
Prezent uniwersalny
Oferta musi nadążać za zmieniającym się w błyskawicznie rynkiem. Stąd w ofercie Apisu miód pitny Bio na bazie miodu z certyfikowanych ekologicznych pasiek, trójniaki kraftowe („Wściekła pszczoła”, „Pomiętolony”, „Anyż się uda”) czy produkty w niebanalnych opakowaniach. Do wyboru wypalane w tradycyjnych piecach kamionki, ceramika angoba czy butelki ręcznie oplecioną lubelską wikliną.
Najbliższe plany?
– Miody pszczele z dodatkiem owoców, nowe produkty w linii „Pszczela apteka”, nowe dekoracyjne opakowania – wylicza Renata Janik. – Mimo wielu różnych zestawów upominkowych w naszej ofercie widzimy, że ciągle jest na to popyt i przestrzeń rynkowa. Miód pitny świetnie sprawdza się jako prezent. Nie jest to wysokoprocentowy alkohol i jest słodki. A przecież jak komuś dobrze życzymy, to dajemy mu coś słodkiego.
Sukcesywnie rośnie też liczba krajów, do których trafiają produkty zjeżdżające z taśmy przy ul. Diamentowej. Eksport to dziś kilkanaście procent produkcji.
– USA, Hiszpania, Niemcy, Finlandia, Szwecja, Wielka Brytania, Australia, Panama, Bułgaria czy Japonia – wylicza Janik. – To w dużej mierze wynik unijnej rejestracji. Efekt kuli śniegowej. Nasz miód pitny to jedyny polski alkohol, który Unia Europejska zarejestrowała jako produkt tradycyjny.
Ale też łut szczęścia. „Miód piastowski” to przebój sprzedażowy …w Japonii. Na rycinie przedstawiającej pierwszych Piastów, która znalazła się na etykiecie, Japończycy dopatrzyli się… Samurajów.