Dobre nastroje panują przy Al. Zygmuntowskich po spotkaniu z KSZO. "Żółto-biało-niebiescy” stworzyli emocjonujące widowisko i wywalczyli punkt w samej końcówce. Szkoda jednak, że nie udało się wygrać.
Co gorsza, w pierwszych dwóch meczach najprawdopodobniej zabraknie Grzegorza Wojdygi. Obrońca Motoru z powodu kontuzji musiał w sobotę przedwcześnie opuścić boisko. Wedle pierwszych prognoz czeka go tygodniowa przerwa. Pocieszające jest, że do składu po urazach powrócić powinni Kamil Oziemczuk i Rafał Król.
A jest szansa, że w koszulce Motoru wystąpi wreszcie Łukasz Kępa. Były zawodnik Górnika Łęczna od dawna trenuje z zespołem Mirosława Kosowskiego, ale jak dotychczas nie było pieniędzy na jego zgłoszenie. Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy wreszcie udało się je zdobyć.
Możliwe, że Łukasz zagra już w Pruszkowie. A przynajmniej będą czynione starania, aby tak się stało. Sam zawodnik aż pali się do gry. – Na co dzień przebywam z chłopakami, trenuję z nimi, a nie mogę pomóc im na boisku. To frustrujące, ale na razie cierpliwie czekam. – powiedział po sobotnim spotkaniu.
A sytuacji piłkarzom nie ułatwia zamieszanie w zarządzie. Marek Sadowski postanowił wrócić do pracy w zawodzie szkoleniowca i przyjął propozycję Orląt Radzyń Podlaski. – Do Motoru wysłałem już oficjalne pismo w sprawie mojego odejścia z zarządu – mówi sam zainteresowany. – Czekam teraz na rozwój sytuacji. Może być też tak, że do końca rundy zostanę, aby pomagać w niektórych sprawach. Bo wiadomo, jaka jest sytuacja klubu – dodaje.
Jak udało nam się dowiedzieć, jutro spotkają się członkowie zarządu Motoru i podejmą decyzję co dalej. Wydaje się jednak mało prawdopodobne, aby zwoływano nadzwyczajne walne przed grudniem, kiedy upływa kadencja obecnego zarządu i musi odbyć się walne sprawozdawczo-wyborcze.
W tej sytuacji możliwe wydają się dwa rozwiązania. Do grudnia w zarządzie pozostanie Sadowski, albo też do tego czasu funkcjonować on będzie w okrojonym, czteroosobowym składzie.