Pod koniec marca byli reprezentanci Polski - Jacek Bąk i Jacek Krzynówek - podpisali list intencyjny o objęciu udziałów w Motor Lublin SA. - Dobro tego klubu zawsze leżało mi na sercu - mówi Jacek Bąk.
– Mogę zdradzić tylko, że znaleźliśmy sponsora, który zgodził się łożyć na klub. Na konkrety przyjdzie czas w czerwcu. Jeżeli wszystko przebiegnie po naszej myśli, wtedy wejdziemy do spółki.
•Dlaczego właśnie Motor?
– Jestem rodowitym lublinianinem, wychowankiem "żółto-biało-niebieskich”. Dobro tego klubu zawsze leżało mi na sercu. Od jakiegoś czasu zastanawiałem się, w jaki sposób mógłbym pomóc, i udało się wreszcie przejść od myślenia do działania. Poza tym w Lublinie zrobiła się dobra koniunktura do inwestowania w piłkę nożną. Jest prezydent, który patrzy przychylnym okiem na sport, powstała spółka akcyjna, buduje się stadion, a ludzie są głodni emocji na wysokim poziomie. To idealny moment, żeby Motor odbił się od dna.
•Chce pan łożyć na klub swoje prywatne pieniądze? Jaką rolę widzi pan dla siebie?
– O konkretnej funkcji jeszcze nie myślałem. Wiadomo, że razem z Jackiem pograliśmy trochę na zachodzie, wiemy od podszewki, jak wygląda funkcjonowanie profesjonalnego zespołu i chcielibyśmy przełożyć te doświadczenia na Motor. Możliwe, że dołączy do nas jeszcze jeden były reprezentant. Wspólnie możemy stworzyć coś naprawdę fajnego.
•Motor miał walczyć wiosną o awans, ale zaliczył falstart i plany o promocji do wyższej klasy rozgrywkowej trzeba odłożyć przynajmniej o rok.
– Obserwujemy wszystko z boku, ale nie mieliśmy wpływu na wyniki zespołu w lidze. Z naszych rozmów i analiz przed roz-poczęciem rundy rewanżowej wynikało, że o awans nie będzie łatwo. Jest kilka mankamentów w grze zespołu, które wymagają poprawy. Potrzebne są też roszady personalne.
•Za rok, z Jackiem Bąkiem u sterów, "żółto-biało-niebiescy” wywalczą promocję do pierwszej ligi?
– Naszym celem jest powrót do ekstraklasy w ciągu czterech, pięciu lat. Oczywiście bardzo bym chciał, żebyśmy już w pierwszym roku zrobili awans, ale nie będzie katastrofy, jeśli się nie uda. Piłka jest nieobliczalna, czego najlepiej dowodzi odpadnięcie Barcelony w półfinale Ligi Mistrzów.
•Jaki ma pan pomysł na klub?
– W województwie lubelskim jest bardzo wielu zdolnych zawodników, którzy pałętają się po niższych ligach. Najlepszych chciałbym ściągnąć na Al. Zygmuntowskie. Budowa zespołu na chłopcach z regionu jest zawsze lepszym rozwiązaniem niż ściąganie armii zaciężnej. Oczywiście, będziemy potrzebowali trzech, czterech graczy spoza Lublina i okolic, którzy stworzą silny trzon zespołu. Przy nich powinni ogrywać się zdolni młodzieżowcy. Nie widzę przeszkód, żeby na szeroką wodę wypłynęły kolejne talenty, ile można wspominać Żmudę (Władysław – red.) i Bąka?
•Do wyławianie perełek przydałaby się dobra akademia piłkarska. Choćby taka, jaką ma Legia.
– Budowa takiego ośrodka jest moją ambicją, ale na to potrzeba pieniędzy i czasu. Młodym chłopcom należy stworzyć, jak najlepsze warunki do treningów. Muszą mieć też kogo podglądać. Pamiętam, że gdy jako młody chłopak chodziłem na Motor, z podziwem patrzyłem na grę Andrzeja Łatki czy Leszka Iwanickiego. Dzisiaj, w dobie komputerów, idole są jeszcze bardziej potrzebni.
•Póki co łatwiej znaleźć ich w Łęcznej. Dyspozycja Bogdanki w tym sezonie jest dowodem na to, ze nie potrzeba wcale wielkich pieniędzy, żeby zbudować silną drużynę.
– Często kluczową rolę odgrywa charakter. Co z tego, że w zespole będzie dziewięć czy dziesięć gwiazd, skoro każdy będzie grał pod siebie. Dużą sztuką jest wyłowienie zdolnych piłkarzy i dobranie ich do siebie.
•"Zielono-czarni” pozostają w grze o T-Mobile Ekstraklasę. Pana zdaniem mają szanse na awans?
– Jeżeli będą wygrywali wszystko do końca sezonu, to dlaczego nie? Według mnie kluby z niewielkich miejscowości nie powinny grać jednak w najwyższej klasie rozgrywkowej. Przykłady Sokołu Pniewy, Amiki Wronki czy Groclinu Grodzisk Wielkopolski pokazały, że takie rozwiązanie na dłuższą metę nie zdaje egzaminu. Dlatego sądzę, że fuzja Motoru z Bogdanką byłaby dobrym pomysłem. W Lublinie są dużo lepsze warunki do budowy silnej drużyny. Gdyby Bogdanka zechciała przyłączyć się do tego projektu, o sukces byłoby łatwiej.
•Niezła postawa klubu z Łęcznej to jednak wyjątek. Ten rok jest wyjątkowo słaby dla sportu na Lubelszczyźnie. Start spadł z I ligi koszykarzy, SPR po raz pierwszy od kilkunastu lat nie zagra w finale mistrzostw Polski, a siatkarze Avii Świdnik nie zdołali wrócić w szeregi pierwszoligowców, chociaż byli typowani do awansu. Z czego to wynika?
– Nasz region nie jest wybitnie bogaty, brakuje sponsorów i ludzi, którzy potrafiliby sprawnie zarządzać nawet tymi niewielkimi środkami finansowymi, jakie są przekazywane na sport. Przez długi czas na wysokim poziomie był żeński szczypiorniak, ale nie oszukujmy się, piłka ręczna nie jest u nas sportem narodowym. Tylko futbol ma moc. No, może jeszcze trochę żużel, ale nawet on przegrywa z piłką nożną. Proszę sobie wyobrazić, co działoby się w mieście, gdyby Motor grał o punkty z Wisłą Kraków, Legią Warszawa czy Lechem Poznań. Ogólna euforia, pełne trybuny. Tylko futbol jest w stanie to zapewnić.
•Jakie jest lekarstwo na uzdrowienie sportu w regionie?
– Tylko praca z młodzieżą. Trzeba zainwestować, a później patrzeć, jak rosną nam kolejne gwiazdy światowego poziomu. W tej chwili w piłce nożnej mamy czterech takich zawodników, ale jeśli wreszcie zaczniemy dobrze szkolić młodzież, za jakiś czas będziemy pasjonować się nie tylko meczami Arsenalu Londyn Wojciecha Szczęsnego czy Borussii Dortmund, w której gwiazdami są Robert Lewandowski, Jakub Błaszczykowski i Łukasz Piszczek.