Kapitał spółki akcyjnej Motor ma być w piątek podniesiony o 500 tys. zł. Jest nadzieja, że dzięki temu lubelski klub wyjdzie z długów. To może być też ważny sygnał dla inwestorów i sponsorów, że warto wesprzeć drużynę mającą szansę awansu na zaplecze ekstraklasy.
Prezydent Krzysztof Żuk obiecał te środki piłkarzom i działaczom na spotkaniu, do którego doszło zaraz po ostatnim ligowym meczu. Mają one pomóc w walce o awans do I ligi.
Jak na razie Motor wciąż nie pozyskał żadnego nowego piłkarza, choć zanosiło się, że pierwsze kontrakty mogą zostać podpisane już w ubiegłym tygodniu.
– Rzeczywiście rozmawialiśmy przed świętami, ale od tamtej pory cisza, nikt z klubu się do mnie nie odzywał, więc nie wiem jak mam to traktować – mówi Dawid Ptaszyński, który znalazł się na celowniku klubu z Al. Zygmuntowskich.
– Od czasu tych rozmów nic się nie dzieje – potwierdza Daniel Koczon, kolejny piłkarz z listy życzeń. – Mam już oferty z innych klubów, ale na razie nie podejmuję tematu. Zobaczymy jak rozwinie się sytuacja w Lublinie.
Prezes Motoru uspokaja.
– Cały czas jesteśmy nimi zainteresowani – mówi Robert Kozłowski. – Ale najpierw musimy rozwiązać kontrakty z tymi, którzy dostali od nas wolną rękę w szukaniu nowego klubu. Teraz kadra jest zbyt duża żeby ściągać kolejnych graczy.
– Na pewno chciałbym grać w Motorze, ale nie będę się na siłę narzucał. Jeśli nie tu, to pewnie wyląduję w Wiśle Puławy, bo rozmawiałem już z trenerem Mariuszem Sawą. Chcę zostać na Lubelszczyźnie a wyjazd w Polskę traktuję jako ostateczność – komentuje Ptaszyński.
W środę wieczorem odbyło się walne zebranie akcjonariuszy Motoru. Miało ono charakter czysto techniczny. Udziałowcy przyjęli sprawozdanie finansowe oraz zarządu i rady nadzorczej z prac w 2011 roku.
Z punktu widzenia przyszłości Motoru o wiele ważniejsze jest dzisiejsze posiedzenie akcjonariuszy, na którym mają podjąć uchwałę o dokapitalizowaniu spółki kwotą 500 tys. zł. – Głosowanie powinno być formalnością – przekonuje Janusz Gilewicz, szef rady nadzorczej Motoru.
I nie ma się czemu dziwić, bo trudno spodziewać się, że mający kłopoty z dopięciem budżetu klub zrezygnuje z funduszy podanych mu na tacy. – Grzechem byłoby nie skorzystać z takiej okazji. Pieniądze są nam potrzebne jak powietrze, dzięki nim udałoby się spłacić większość zobowiązań – przyznaje prezes Kozłowski.