Na poniedziałkowym zebraniu zarządu Motoru działacze lubelskiego pierwszoligowca zdecydowali, że 21 czerwca podadzą się do dymisji.
- Decyzja na temat dymisji zarządu wyszła z mojej inicjatywy, ale poparli mnie wszyscy członkowie. Po prostu nadszedł moment, w którym musieliśmy powiedzieć dość.
Moim zdaniem wyczerpaliśmy już nasz potencjał i dalsza działalność w tym składzie nie ma już większego sensu. Wszystko chyliło się ku upadkowi już rok temu. Wtedy wielkim wysiłkiem udało się jednak przetrwać.
Wierzę także, że to nie koniec Motoru, ten klub nadal będzie. Pytanie tylko, w jakim stanie i w jakiej kondycji – przekonuje prezes klubu z Lublina Grzegorz Szkutnik.
Wcześniej działacze Motoru chcą jednak spotkać się z władzami miasta, kibicami, a także przedstawicielami spółki akcyjnej na rozmowach "okrągłego stołu”.
- Było już wiele spotkań na temat sytuacji Motoru, ale nie widzę przeszkód, aby zorganizować następne. Ale przydałyby się jakieś nowe fakty w tej sprawie, jak porozumienie z wierzycielami klubu lub jakimś inwestorem.
Bez nowych inicjatyw trudno będzie uruchomić miejskie środki. Zdaję sobie sprawę, że jest to koło, ale mam nadzieję, że nie błędne. Wierzę, że znajdzie się sposób na uratowanie zespołu z Lublina i że będzie on do zaakceptowania przez radnych – mówi zastępca prezydenta Lublina Włodzimierz Wysocki.