Rozmowa z Anną Stojanowską, którą cztery lata temu wraz z Markiem Trelą odsunięto od hodowli koni. Teraz doradza ona w sprawach hodowlanych nowemu prezesowi janowskiej stadniny Markowi Gawlikowi. Uczestniczyła m.in. w selekcji koni na tegoroczną aukcję.
Który koń może być lokomotywą tegorocznej aukcji Pride of Poland?
Na pewno gwiazdą tej aukcji będzie klacz Perfinka z Białki. Jest ona w dzierżawie w Stanach Zjednoczonych, gdzie miała znakomity poprzedni sezon. Wygrała tam każdy pokaz, w którym startowała. Ma na swoim koncie wiceczempionat świata i czempionat Europy w klasie młodzieżowej. To jest bardzo mocny punkt aukcji i wokół tej klaczy powinno skupiać się główne zainteresowanie kupców.
Natomiast jeżeli chodzi o stadninę w Janowie Podlaskim, co będzie jej numerem jeden?
Klientów może zachęcić zarodek od klaczy Passionaria, a więc od pełnej siostry Pianissimy (najbardziej utytułowana klacz w historii polskiej hodowli. Pianissima padła w 2015 roku z powodu skrętu jelit i jej śmierć była wymieniana jako jeden z powodów odwołania w lutym rok później Marka Treli- red.). Klacz Passionaria nie jest na sprzedaż. A wystawienie zarodka to jest tak jakby „zjeść ciastko i mieć ciastko”. Wiadomo że pieniądze są potrzebne i stadniny muszą sprzedawać konie, żeby przeżyć. Ale trzeba zachować cenną klacz w domu. Klientów może zachęcić kariera jej wybitnej siostry. Jest to więc ochrona własnych zasobów, a jednocześnie próba pozyskania przychodów.
Wystawienie na sprzedaż zarodka podczas aukcji jest nowością?
Pierwszy zarodek był sprzedawany w 2008 roku i pochodził od Pianissimy. Później "dobra zmiana" zarzucała nam, że handlowaliśmy tymi zarodkami bez opamiętania. A to nieprawda, bo to było ściśle kontrolowane i tak naprawdę dotyczyło niewielkiej ilości zarodków. Poza tym, już w zeszłym roku na aukcji pojawiły się zarodki. Zatem nowa ekipa szybko się wycofała z tego, co wcześniej mówiła. Niemniej jednak, pod względem technologicznym to sprawa wciąż świeża.
Zawsze jest tak, że na aukcję nie wystawia się najcenniejszych klaczy?
Zawsze była taka polityka, że aby klacz mogła wyjść na aukcję, dana linia musiała być w polskiej hodowli zabezpieczona. A więc powinna zostawić córki, siostry lub matkę. Nigdy się nie zdarzało, że zostawały wyłuskane klacze, których rodzina przepadała bezpowrotnie. To wszystko wiązało się ze skrupulatną analizą, aby nie zubożyć rodzimej hodowli. Ogiery na ogół sprzedawane są w mniejszej ilości, bo gdy weszła biotechnologia, to zapotrzebowanie jest mniejsze. Nie trzeba kupować ogiera, by pokryć klacze, można na przykład kupić nasienie.
Czy faktycznie obecnie w janowskiej stadninie jest za dużo koni?
Przez ostatnie cztery lata sprzedaż koni w stadninie spadła. Tymczasem, obrót stadem polega m.in. na tym że tyle, ile koni się rodzi w danym sezonie, tyle w tym samym roku powinno się sprzedać. Musi dochodzić do następstwa pokoleń. Arytmetyka jest prosta, stadnina dysponuje określoną ilością miejsc, więc w Janowie zrobiło się teraz dosyć ciasno. Stajnie trzeba oczyścić, ale nie na zasadzie czystki. Powinno to być oparte na analizie, która zrobi miejsce w stadninie. Niektóre konie są zbędne dla rodzimej hodowli.
Eksperci z Puław po kontroli w janowskiej stadninie przyznali w raporcie, że ogólna kondycja zwierząt jest dobra. Nie zaskoczyło to pani?
Komisja z Puław nie mogła ocenić kondycji koni z początku kwietnia, bo jej wtedy w Janowie po prostu nie było. Poza tym, w dalszym ciągu, pomimo tego, że minęły już tygodnie, ciężko mi się zgodzić z opinią, że kondycja jest dobra. U części koni ta kondycja jeszcze długo nie będzie dobra. Potrzeba czasu, aby na przykład ślady niedożywienia, zwłaszcza u starszych koni albo u klaczy które karmią źrebięta, zniknęły i aby te konie wróciły do kondycji. Również przez długi czas będzie widać, zwłaszcza u młodzieży ślady niekorygowanych kopyt. To jest coś, na czym opiera się całe ciało konia i to kopyto było skorygowane raz w ciągu roku. A roczny koń to już taki nastolatek, więc koń próbuje opierać się na tym kopycie, próbuje chodzić i deformacji ulega cała noga, ale także koński ruch. Owszem kopyta obcięto, bo przyjechali kowale i zrobili korekty, ale to proces, który potrwa miesiącami, zanim kopyto będzie miało właściwy kształt.