Od dwóch dni jedno z największych skrzyżowań w Białej Podlaskiej jest pozbawione sygnalizacji świetlnej. W godzinach szczytu tworzą się korki, a kierowcy zachodzą w głowę, kto odpowiada za zamieszanie. Miejscy urzędnicy nie widzą niczego niezwykłego i sugerują, aby patrzeć na znaki.
- Znaki to znaki. Są dobre na kilka godzin w przypadku awarii, ale nie na parę dni. Tyle czasu bez świateł na takim dużym i niebezpiecznym skrzyżowaniu to kpina z nas wszystkich. Co robią władze miasta? Gdzie jest policja? - zastanawia się Marek Sokołowski.
Okazuje się, że wszystkiemu winny jest brak sterownika, który odpowiada za prawidłowe działanie sygnalizacji świetlnej. Urządzenie wraz z jednym ze słupków sygnalizacji zostało uszkodzone podczas wypadku drogowego, który wydarzył się w poniedziałek około 19.
- Mamy do czynienia z bardzo poważną sytuacją. Tego nie da się zrobić w jeden dzień. Nie jesteśmy w stanie naprawić sygnalizacji własnymi siłami - mówi Jarosław Kostecki, naczelnik Wydziału Dróg i Komunikacji UM. Przyznaje, że problem powinien być szybko rozwiązany. Zachęca do omijania krzyżówki - Są inne ulice, którymi można przejeżdżać w godzinach szczytu. Nie trzeba koniecznie jechać przez newralgiczne miejsca - dodaje J. Kostecki.
Kierowcy narzekają, że w rejonie krzyżówki nie ma policjantów, którzy powinni kierować ruchem. Policja twierdzi, że wie o trudnościach i na bieżąco śledzi rozwój sytuacji. Brak funkcjonariuszy na miejscu tłumaczy tym, że nie ma wystarczającej ilości patroli, aby policjanci cały dzień kierowali ruchem.
- Biała to nie Warszawa, a kierowcy są po prostu zdezorientowani. Nie pamiętają o tym, że w przy wyłączonej sygnalizacji świetlnej należy stosować się do znaków, które określają pierwszeństwo. Część kierowców stosuje się do przepisów, a część nie i dlatego niektórzy mają problemy - mówi aspirant Stanisław Śledź z sekcji ruchu drogowego bialskiej policji. •