Społeczna straż rybacka w Łukowie wciąż nie ma wystarczającego sprzętu do pracy. Przed rokiem udało im się dostać od starostwa tysiąc złotych na krótkofalówki, w tym roku czekają na obiecane pieniądze na odzież ochronną.
Komendant łukowskiej społeczny straży rybackiej Andrzej Pycka ma ręce pełne roboty i głowę pełną problemów, których nie uda się rozwiązać bez pomocy starosty. Bo jak tu łapać kłusowników, kiedy nie ma się do dyspozycji nawet postawowego sprzętu: - Pracujemy na prywatnym sprzęcie. W tamtym roku udało nam się dostać dotację od starostwa na zakup sprzętu łączności - wyjaśnia Andrzej Pycka. Strażnicy społeczni nie mają do tej pory nawet ubrań, w których mogliby pracować. Pomoc znowu obiecało starostwo: - Postanowiliśmy na zakup umundurowania przeznaczyć w tym roku tysiąc złotych - zapowiada starosta łukowski Jan Szczygielski.
Komendant bialskiego posterunku państwowej, etatowej straży rybackiej podkreśla, jak ważna jest praca straży społecznej: - Nas jest tylko czterech, ich na terenie kilku podległych nam powiatów aż stu, to ludzie, którzy pracują za darmo, ze swojej dobrej woli, w Białej straż społeczna ma do dyspozycji nawet dwa samochody, w terenie bywa tragicznie - mówi Jan Ignaciuk. W efekcie dochodzi do sytuacji takich, jak incydent w Świderkach w powiecie łukowskim. Strażnik społeczny w miniony czwartek złapał na gorącym uczynku kłusowników. Trzech mężczyzn i kobietę w stanie upojenia alkoholowego. - Jeden z kłusowników uciekł do lasu, pozostali nie przyznawali się do winy. Przeklinali, grozili strażnikowi, a jeden z nich wyciągnął nawet siekierę. Myślimy o tym, by teraz to miejsce nad rzeką odwiedzać z policją - zapowiadają społeczni strażnicy.