Do sądowego finału zbliża się sprawa roszczeń organisty Piotra G., który żąda od parafii pw. Świętej Trójcy w Janowie Podlaskim przywrócenia do pracy i wypłaty prawie 60 tys. zł za godziny nadliczbowe.
Pozew zwolnionego z pracy organisty oburzył janowskich parafian, którzy stawili się tłumnie na przedwczorajszą rozprawę. Publiczność głośno komentowała zeznania i zachowanie Piotra G. Przewodnicząca składu sędziowskiego musiała nawet przestrzec widzów, że jeśli się nie uspokoją, wyprosi ich z sali. Zwróciła jednakże uwagę na nazbyt swobodne zachowanie organisty. Dopytywała się, dlaczego jest zadowolony z tej sytuacji.
Tymczasem świadkowie mówili o komfortowej pracy Piotra G. Grażyna M., b. ekonomistka parafii, wyliczyła, że w 2004 roku organista powinien w ciągu roku przepracować 2032 godziny. Realnie pracował jedynie 708. Ponad 60 godzin zajęły mu ponadto śluby i pogrzeby.
- Za ślub płaciłam mu osobiście 300 zł, a za dwa pogrzeby 200 i 300 zł do ręki. Taką miał stawkę. Zwyczajowo było przyjęte w parafii, że po uroczystościach weselnych lub pogrzebowych płaciło się odrębnie księdzu, kościelnemu i organiście - mówiła świadek.
Kilku innych świadków podważało z kolei twierdzenie organisty, jakoby kosił trawę i odśnieżał teren parafialny (chce dostać za to gratyfikacje). Twierdzili, że unikał wszelkiej pracy, więc nie należą mu się żadne pieniądze.
Po tych zeznaniach pełnomocnik organisty, mecenas Marek Kuźmicki, zwrócił się do swego klienta: - Nikt nie spodziewał się, że świadkowie pokażą pana takim obibokiem i leniuchem!