Beata Malczuk, dziennikarka "Słowa Podlasia” jest świadkiem w sprawie wycieku dokumentów służbowych z komendy policji w Łukowie.
Dziennikarka w lutym tego roku otrzymała list ze zdjęciem z fotoradaru, na którym uwieczniony został Grzegorz Zadrga, komendant bialskiej. Pędził swoim samochodem 124 km na godzinę. A mógł mieć na liczniku tylko 70 km. Komendant przekroczył prędkość w Sławacinku Nowym, miejscu, w którym tydzień wcześniej rozpędzony kierowca potrącił śmiertelnie dziecko.
Autor listu zastanawiał się, jak wyegzekwować od kierowców przestrzeganie przepisów skoro sam komendant je łamie.
Po publikacji Malczuk, sprawą zainteresowała się prokuratura. Śledczy chcieli wiedzieć, kto poinformował dziennikarkę o zdarzeniu. W lutym, przed przesłuchaniem, do którego w konsekwencji nie doszło, prokurator prowadzący sprawę zasugerował, że ma zamiar wystąpić do sądu o zwolnienie jej z tajemnicy zawodowej. Malczuk zapewniała nas wówczas, że nie zdradzi swojego źródła informacji.
- Tym razem nikt tego ode mnie nie żądał - mówi. - To była zwyczajna rozmowa na temat mojej pracy: od kiedy pracuję w zawodzie, jakimi tematami się zajmuję, czy sama ich szukam, czy też piszę na zlecenie. Prokurator chciał też wiedzieć, jak doszło do tego, że zainteresowałam się akurat tym tematem.
(SZER)