Gminy, w których druga tura wyborów nie odbędzie się, już powypłacały diety członkom komisji i zaoszczędziły spory grosz. Pozostałe zapłacą podwójnie podliczającym głosy i maksymalnie wykorzystają limity.
- Wybieraliśmy ludzi w wyniku losowania. Nie wszyscy zgłoszeni przez komitety weszli w skład komisji - mówi Jerzy Hordyjewicz, sekretarz gminy. Po pierwszej turze wypłacono diety, po 203 złote ośmiu członkom komisji gminnej i po 136 pozostałym, co daje ponad 6,5 tysiąca spośród przeznaczonych na wybory 18,6 tysiąca złotych.
- Oszczędności żadnych nie będzie w związku z dogrywką. W przeciwnym razie coś by się dokupiło, na przykład kabinę za sześćset złotych - kontynuuje sekretarz. A tak nabyto tylko jedną urnę za 140 złotych, materiały biurowe kosztowały kolejnych 700, na sukno pokrywające stoły poszło prawie 300 złotych.
- Zrobimy wszystko, żeby zaoszczędzone pieniądze zostały w gminie - słyszymy od Romualda Murawskiego, sekretarza gminy Konstantynów. Na wybory, które w pierwszej turze przyniosły rozstrzygnięcie co do składu rady i stanowiska wójta (będzie nim piastująca dotychczas ten urząd Stanisława Celińska) wydano tam około 8,5 tysiąca złotych. Przyznany limit to 15 tysięcy . - Wydamy resztę na doposażenie lokali, pilnie trzeba to zrobić we wsi Gnojno - informuje urzędnik.
Oprócz diet dla członków komisji, w spisie wydatków znalazły się koszty zakupu kart do głosowania, obsługi informatycznej (500 złotych dla sekretarza gminy, który się tym zajął), wykonania na zlecenie spisów wyborców, delegacji dla członków komisji, druku materiałów wyborczych. - Jak NIK zażąda rozliczenia, o czym ostatnio sporo się słyszy, trzeba będzie wszystko zwrócić, ale może do tego nie dojdzie - martwi się R. Murawski.
Jak dowiadujemy się w bialskiej delegaturze Krajowego Biura Wyborczego, na rozliczenie wyborów gminy mają czas do końca roku. Wydatki skontroluje na pewno Regionalna Izba Obrachunkowa.
- Jeżeli chodzi o diety dla członków komisji wyborczych, to pokrywają wkład ich pracy w dziesięciu procentach. Tyle wielogodzinnych szkoleń, potem skomplikowane liczenie w komisjach terytorialnych, wyciąganie ilorazów, to w zasadzie praca społeczna. Za to wszystkim dziękuję - podkreśla Zygmunt Buczyło, dyrektor delegatury. •