Rodzeństwo Błażej, Sylwia i Damian Chaleccy z Białej Podlaskiej kolejny rok razem zbierali wczoraj datki na Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy. Najstarszy, 20-letni Błażej już jest woluntariuszem od czterech lat, a jego siostra i brat od trzech.
Wyruszyli bez śniadania
Błażej wcale nie spał. Przez całą noc pracował na stacji paliw. Na szczęście, ruch był niewielki. Jest godz. 7.00, kiedy przychodzi do domu rodzinnego przy ul. Sidorskiej. Przemywa twarz i budzi 13-letniego Damiana. Młodsza Sylwia już nie śpi. Nie ma czasu na śniadanie. Błażej zabiera też na akcję swoją dziewczynę
Elżbietę i wiezie wszystkich do Miejskiego Ośrodka Kultury, gdzie znajduje się sztab Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.
Godz. 8.00. Szybko odbierają identyfikatory i puszki. Najpierw stają pod kościołem św. Anny.
Od kościoła do kościoła
O godz. 9.30 ksiądz prosi wolontariuszy, aby nie blokowali wejścia do świątyni. Przenoszą się pod bramę. Niektóre staruszki atakują Bogu ducha winnego Damiana, że zbiera pieniądze na narkotyki. Traktuje te uwagi jak obelgi. Ale zaciska zęby i nic nie odpowiada. Lepiej idzie bratu i siostrze. Dawniej mieszkali w tym osiedlu, toteż rozpoznaje ich wielu znajomych. A Sylwia, uczennica ZSZ nr 1 nakleja sobie na policzki papierowe serduszka. Wygląda bardzo uroczo. To wzbudza sympatię.
- Wychowawczyni dała mi piątaka! - chwali się zadowolona. - Moja tak samo - dzieli się emocjami Damian, gimnazjalista z "czwórki”. Są oburzeni, kiedy widzą, że obok stanęli chłopcy bez identyfikatorów i puszek. Obcy zbierają datki w garść i wydają serduszka, które otrzymali od koleżanek. Sylwia musi odkleić czerwone papierki, bo "szczypią” w twarz. - Może kiedyś naszym dzieciom będzie potrzebna pomoc z Wielkiej Orkiestry - zamyśla się.
Ofirowane euro
Godzina 11. Pada śnieg. Wszyscy czworo wyruszają w kierunku kościoła bł. Honorata. Jest jednak duża konkurencja kwestujących. Twarz Elżbiety zbielała na mrozie i nasilającym się wietrze. Niektórzy z wiernych współczują, że jest zmarznięta i nie szczędzą grosza. Ktoś wrzuca nawet banknot 10 zł. Szybko puszka Eli staje się najbardziej ciężka z całej grupy. Sylwia widzi, że jeden z ofiarodawców wkłada do puszki euro.
Godz. 13. Dzwoni matka z troską przypominając o posiłku. Wszyscy wracają na chwilę do MOK. Są kanapki i po pączku. Później czeka obiad z kaszą gryczaną i sosem oraz kompocikiem. Błażej ma kłopoty z bólami pleców. - Kręgosłup mi przemarzł od zimna - zauważa. Młodzież z różnych grup wymienia pomiędzy sobą uwagi o duchownych i mówi, gdzie to ksiądz wygłaszający homilię miał zachęcać do dawania datków dla wolontariuszy.
Po posiłku znów nasza czwórka wyrusza w kierunku kolejnego kościoła. Szerokim łukiem na ul. Warszawskiej mija grupkę agresywnych pijanych wyrostków.
Dobre wrażenia i pretensje
Godzina 15. Damian idzie na parking przy ul. Narutowicza. - Tam ludzie mają pierwszy kontakt z puszką - sprytnie ocenia sytuację. Nie żałuje. Błażej też robi dobre wrażenie. Jako przystojny student pierwszego roku elektroniki na Politechnice Lubelskiej (łączy studia z pracą) kulturalnie zagaduje wierne przychodzące do świątyni.
- Może pani wesprze... I pokazuje na puszkę. Niewiele osób odmawia. - Ma coś w sobie, że do niego idą - przyznaje Elżbieta. Jako sprzedawczyni ze sklepu nocnego też pokazuje klasę handlowca. Wystarczy dobre słowo i muzyk, znany w Skandynawii a nie rodzinnym mieście, rzuca do puszki banknot.
Rosły starszy jegomość ostrym tonem rzuca: - Pytam, ile Kwaśniewski dał na dzieci? - i ucieka bez sięgania do portfela. Zaraz przyplątuje się żebrak z pretensjami, że dziś nic nie zbierze, a jest bezdomny. Błażej przytupuje w adidasach. Zmarzł już solidnie. Ponownie wracają pod kościół bł. Honorata.
Godz. 18.30 Już spod kościoła na os. Jagiellońskim odeszli inni wolontariusze. Nasza trójka pozostała sama na placu boju. Błażej nie ukrywa rozczarowania. - Trafiały się same groszaki. Dostałem tylko jedną dziesięciozłotówkę - mówi.
Około godz. 20 kończą zbiórkę. Podsumowanie nastąpi w banku następnego dnia. •