Bialscy myśliwi są wstrząśnięci. Upolowany przez nich kozioł przez kilka lat męczył się z linką od wnyka wbitą w szczękę.
- Kiedy zobaczyłem pięcioletniego rogacza w okolicy Trojanowa niedaleko Bugu, poruszał się z trudnością. Był skrajnie wyczerpany. Ważył niewiele więcej niż 10 kg. Skóra i kości. Musiałem zakopać tuszę. Nie nadawała się do niczego. Zachowałem jednak poroże. Było omotane wnykiem, który był wrośnięty w szczękę. Pierwszy raz w życiu widziałem taki przypadek, aby tak było udręczone zwierzę - podkreśla Antoni Sacharuk, prezes Koła Łowieckiego "Dąbrowa”.
Roman Laszuk, łowczy bialskiego Zarządu Okręgowego Polskiego Związku Łowieckiego, też nie kryje emocji, mówiąc o bezwzględności kłusowników: Mamy dwa takie poroża. Rogacze zostały złapane na wnyki i zdołały je częściowo ukręcić. Resztki drutów jednak utkwiły na porożu i w szczęce. Widać jak wielkie męczarnie przeszło zwierzę. Pierwszy raz w swojej 25-letniej karierze łowieckiej widzę, aby wnyk wrósł w dolną żuchwę kozła. Może nawet przez trzy lata rogacz pobierał pokarm z wnykiem sprawiającym mu niewyobrażalny ból przy każdym poruszeniu szczęką.
(pim)